wtorek, 16 października 2012

Sztuka schlebiania, czyli czego można się nauczyć od księcia biskupa Ignacego Krasickiego

Tron Stanisława Augusta Poniatowskiego
Ignacy Krasicki nie przepuścił żadnej okazji, by zapewnić króla Stanisława Augusta Poniatowskiego o swoim oddaniu i podziwie dla niego.

Przeczytałam właśnie utwór "Do króla", który chyba tylko dla zmylenia czytelnika w tomie "Satyry" został umieszczony. Wiersz głosi chwałę najjaśniejszego pana w każdym ze swoich 577 wersów pisanych dostojnym trzynastozgłoskowcem. Już miałam się obruszyć na służalczość Księcia Poetów, ale przypomniałam sobie, że sama uwielbiam słuchać, gdy ktoś coś miłego o mnie powie, a gdzie mi tam do królowej. Skoro osoby prawiące mi komplementy zwykłą prozą, uważam za bardzo inteligentne i ujmujące, jak mogłabym potępiać poetę schlebiającego Poniatowskiemu.

Krasicki wytykając wady królowi, słowem nie wspomniał, że były stolnik litewski tron zawdzięcza tylko rosyjskiej interwencji, wchodząc wcześniej w szeroko rozumiane łaski carycy Katarzyny II. Zarzuca Stanisławowi Augustowi brak królewskiego pochodzenia, polskość, młody wiek, umiejętność pisania i czytania, i nadmierną skłonność do ksiąg, a także pozyskiwanie przychylności poddanych miłością i dobrocią, kiedy powszechnie wiadomo, że królowie strach powinni budzić. Od niechcenia wspomina o działaniach władcy na rzecz rozwoju handlu, kultury i sztuki.
Nic dziwnego, że Stanisław August Poniatowski przyjął tę konstruktywną krytykę z zachwytem. Bezinteresownego śmiałka obdarował godnością książęcą, senatorską, licznymi honorami, orderami i obiadem w czwartki.

Tak sobie pomyślałam, że dokonania Krasickiego w sztuce pochlebstwa mają wartość ponadczasową. Zastąpmy króla prezesem. Gdy zmęczony pretensjami pracowników będzie w słabej formie, zdobądźmy się na szczerość. Wypomnijmy mu wady, które wywołują niechęć innych.
1. Nie jest prezesem z urodzenia. Do stanowiska doszedł sam przemierzając wszystkie szczeble kariery, a to budzi zazdrość.
2. Jest Polakiem, a wiadomo, że rodacy bardziej szanują prezesów expatów.
3. Jego solidne wykształcenie i skłonność do wielopłaszczyznowego analizowania wyzwań, są trudne do zrozumienia dla prostych ludzi, którymi dane jest mu kierować.
4. Jest młody, a tego się nie wybacza (nawet jak nie jest młody, to za ten przymiotnik się nie obrazi).
5. Jest za dobry. Gdyby trzymał zespół krótko, to wszyscy bardziej by go szanowali.
Warto wspomnieć, że żaden prezes nie robił dla firmy więcej, niż obecnie nam panujący. Ani słowa o tym, że z żoną większościowego akcjonariusza romansuje.


 Zastanawiałam się nad użyciem formuły "najjaśniejszy panie". Z początku wydała mi się anachroniczna, ale potem przypomniałam sobie zdarzenia na targach Takich Tam w Warszawie. Na stoisku trwają rozmowy biznesowe. Dyrektorowi A towarzyszy uśmiechnięta kierowniczka B. Do stoiska podchodzi znajoma B. Panie witają się czule, po czym B przedstawia koleżankę dyrektorowi, a do niej mówi z entuzjazmem:
- A to jest mój dyrektor, ten najważniejszy i...(zawiesza głos), naaajwspanialszy (niemal wykrzykuje)!
Dyrektor aż pokraśniał z zadowolenia, a  promienny pełen wyrozumiałości uśmiech zagościł na jego twarzy.
Pozycja B została ugruntowana na wiele miesięcy.
Dobre słowo nic nie kosztuje, a potrafi zdziałać cuda.


Pieter Brueghel (młodszy), Pochlebcy, 1592
Napis: Ponieważ dużo pieniędzy przechodzi przez mą sakiewkę,
zawsze otaczają mnie pochlebcy"

Post kończę  może nieco dosadną, ale bardzo prawdziwą alegorią pochlebstwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz