poniedziałek, 28 listopada 2016

Wszystko jest prawdą

 "...tyle się namnożyło obłudników, że już czysta prawda za grubiaństwo uchodzi..."

Miałam napisać ten post kilka tygodni temu, w okolicach 1 listopada, ale w straszliwym niedoczasie jestem ostatnio. Ponieważ jednak Halloween zdaje się  trwać w naszym kraju od kilku lat nieprzerwanie, a z okienka telewizora tudzież z komputera, co i rusz jakaś koszmarna wdowa alboli  dobiegająca czterdziestki sierotka w niekończącej się żałobie i nieutulonym w sercu żalu za straconymi potencjalnie dochodami, domaga się, bynajmniej cukierka, a 500+ razy dziesięć i w tysiącach, pomyślałam, że właściwie trudno mówić o jakimś spóźnieniu i dezaktualizacji tematu. Tym bardziej, że apogeum upiorności, zdaje się, nadal przed nami.

Johann Fussli, Trzy koszmarne kobiety, XIX w.

Rozmyślając o nienasyconych wampirach zachłannie wysysających krwawicę z obserwatorów osłabionych ich bezczelną pazernością i innych strachach i straszydłach, sięgnęłam po "Nie-bajki" Henryka Rzewuskiego. Twórczość literata o zabagnionym życiorysie dotąd właściwie ignorowałam, mimo rekomendacji najwybitniejszych (że wspomnę tylko Mickiewicza i Sienkiewicza), ograniczając lekturę do "Pamiątek Soplicy" czytanych z musu i pobieżnie.

W "Nie-bajkach" zagustowałam bardzo i od samego początku odkrywszy śmiałą i nieskrywaną przez twórcę inspirację "Dekameronem" Boccaccia.


W adwencie roku 1811, zebrane w Krakowie dystyngowane towarzystwo umila sobie wspólne wieczory opowiadaniem niezwykłych historii, które wydarzyły się naprawdę, a które nigdy wcześniej nie zostały opisane w żadnej książce. "Nic nudniejszego jak człowiek, który wiele czytał" - twierdzą. Przyjaciele wymagają od siebie nawzajem rozrywki oryginalnej, nieskrępowanej ówczesną polityczną poprawnością i chętnie dzielą się opowieściami o sprawach niesłychanych, a nawet nadprzyrodzonych. Powątpiewanie w ich prawdziwość uchodzi za prostactwo.
"Parafianie na wszystko co się opowiada, okazują niewiarę, bo tym usiłują uchodzić za rozumnych, ile że im się zawsze wydaje, że inni chcą z nich drwić. (...) A my przecie jesteśmy mieszkańcami wielkiego miasta, a więc wszystkiemu wierzymy, albo przynajmniej przez obyczajność udajemy, że wierzymy".
- peroruje pani Grodzicka, siostra sławnego generała Jabłonowskiego zwanego "Murzynkiem", "który zginął wydzierając Murzynom zbuntowanym Haiti" i zachęca przyjaciół do swobodnego opowiadania.

Pierwszy opowieścią dzieli się najstarszy wśród towarzystwa cześnik parnawski 😉, pan Soplica. Starzec blisko dziewięćdziesięcioletni, o czerstwym wyglądzie i jasnym umyśle. Przywołuje rozmowy, które prowadził z Franciszkiem Karpińskim (a jakże - tym Karpińskim) na temat księcia pana wojewody wileńskiego  Karola Stanisława Radziwiłła, który gotów był jednemu ze swych gości ofiarować w prezencie dwanaście litewskich niedźwiedzi z nadzwyczajną gracją posługujących do stołu, a nadto charakteryzował się nadzwyczajną hojnością, wspaniałomyślnością i boską (ni mniej, ni więcej) przenikliwością w ocenianiu ludzi, czego dowiódł był w swym postępowaniu wobec niejakiego Kwitkiewicza.


"Kto innym nadto wierzy łatwo może być oszukanym, zwłaszcza, jeżeli z lada kim przestaje, ale kto swojemu tylko własnemu rozumowi wierzy, a świadectwem ludzi poczciwych pomiata dlatego, że jemu się zdaje, że ich rozum jest niższy od tego, którym go Bóg obdarzył, nigdy nie zostanie człowiekiem światłym. " - przekonuje dawny konfederata barski, Wojciech Morsztyn wprowadzając słuchaczy w nastrój swojej opowieści. Poświęca ją pochodzącemu z Ukrainy panu Pogorzelskiemu.  Historia to wielce pożyteczna, z której czytelnik dowiaduje się m.in. jak wspomóc będącego w potrzebie, by darowany pieniądz zawsze do ofiarodawcy wrócił, a także co zrobić, kiedy ktoś przez przypadek i okazyjnie nabędzie rzecz, która co prawda przynosi wielkie korzyści, ale wydaje się być diabelskiej proweniencji. Sądzę, że opowieść może by pouczająca dla tych, którzy przypadkiem, okazyjnie i w gruncie rzeczy niechcący nabyli jakąś kamienicę, dzieło sztuki albo wartościowszy niż im się zdawało zegarek.
Trzeci wątek opowieści dotyczy skrytobójcy, który nie mogąc zaznać spokoju, domaga się zza światów przeprowadzenia pewnych ekshumacji i należytego pochowania zwłok ludzi zgładzonych przezeń podstępem. Sami więc widzicie, że jest bardzo na czasie. Wątek ten przed półwieczem został zgrabnie sfilmowany przez Janusza Majewskiego, więc jeśli ktoś przedkłada film nad książkę polecam (link >>). 


Pan Klonowicz, ubogi szlachcic wychowany wszak niczym senatorskie dziecię na dworze księcia biskupa o trudnym niemieckim nazwisku, zawołany żołnierz szafujący życiem w służbie temu, kto dobrze zapłacił, przywołał wydarzenie sprzed kilkudziesięciu lat, znane mu z ust naocznych świadków, a dotyczące sławnego alchemika szarlatana o wdzięcznym nazwisku Szajbenhowen, który osiadł w Heilderbergu i pomoc ludziom w chorobie przynosił, wykazując się diabelską inteligencją i imponującą wiedzą medyczną.

O nadzwyczajnej przygodzie, która spotkała pana Konarzewskiego, pierwszego opoja Rzeczpospolitej szlacheckiej,  opowiedziała  generałowa Mokronowska, dama piękna, pełna wdzięku, "przypominająca ukształcenie Wersalu". W wielki piątek spełniło się nieopacznie wypowiedziane życzenie szlachcica i dane mu było wypić w szatańskim towarzystwie zdrowie postaci tak znanych jak najjaśniejszy pan Stanisław August Poniatowski, Ksawery Branicki, Adam Ponimski i innych wielce zasłużonych dla upadku ojczyzny, a pijatykę tę pierwszy raz w życiu zapłacił potężnym kacem. 

Osławiony wojennymi czynami generał Kniaziewicz kontynuował wątek alkoholowy przywołując historię pani Woronowiczowej, kasztelanowej Kijowskiej, która zmuszona samotnie świętować ważną rocznicę i samotnie raczyć się winem, została zaszczycona odwiedzinami tajemniczego króla- zwidy i jego bajkowego dworu.

Józef Sierakowski, mąż uczony, niegdyś sekretarz poselstwa polskiego w Sztokholmie, zabawił towarzystwo budzącą grozę opowieścią o nocy spędzonej w wieży pewnego szwedzkiego zameczku, gdzie życie skończyła piękna i dobra katoliczka zamęczona przez okrutnego męża protestanta, a teraz straszy w towarzystwie syna nawet nieustraszonych.

Portret kobiety, nieznany malarz austriacki, XVIII w.

Wielbicieli opowieści o dzieciach porywanych do celów rytualnych może zainteresować mrożąca krew w żyłach historia małego inteligentnego Dawidka uprowadzonego przez pewnego wizjonera - biznesmena noszącego się z niemiecka.


Henryk Rzewuski jest w swych opowieściach niezwykle przekonujący. Przywołuje wiele powszechnie znanych osób, miejsc, które bez trudu znaleźć można na mapie i wydarzeń szeroko opisywanych na kartach historii. Wplata w nie elementy wymyślone, fantastyczne. Uwiarygadnia wywodem pełnym realnych detali w tak ujmujący sposób, że oczarowany czytelnik z trudem odkrywa moment, kiedy został uwiedziony, a postawiony oko w oko z nieprawdopodobnym zdarzeniem, dochodzi do wniosku, że zaiste są na ziemi rzeczy, o których filozofowie śnić nie musieli wcale, bowiem ich doświadczyli. Przyłapawszy narratora na koloryzowaniu, odbiorca chętnie usprawiedliwia go jednak znajdując przyjemność w eleganckim żarcie czy zręcznej sentencji.


Wszystkie cytaty za: Henryk Rzewuski, "Nie-bajki", 1851, tytułu postu - motto książki zaczerpnięte z Szekspira.

4 komentarze:

  1. Po przeczytaniu tekstu wróciłem do drugiego akapitu i po raz wtóry zdziwiłem się że nie polubiła Pani dotychczas Rzewuskiego. Na podstawie całego bloga przypuszcał bym że jest Pani fanką cześnika parnawskiego Soplicy :-)
    Ze swojej strony polecam "Listopad" czyli historię konfederacji barskiej (w tym porwania Stanisława Augusta) i wplecione w nią losy dwóch braci (byli wychowywani oddzielnie przez rozwiedzionych rodziców jeden stał się "sarmatą", drugi "pludrakiem").

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Nie-bajki" uważam za doskonałe, a "Pamiątki..." jakoś mi nie przypadły do gustu. Czasami dopiero przy kolejnej lekturze książki wpadam zachwyt. Do wszystkiego trzeba dorosnąć ;) Niewykluczone, że jeszcze zakocham się w gawędach pana Soplicy.

      Zastanawiałam się na tym "Listopadem". Skoro Pan poleca, to zabieram się do czytania.

      Usuń
  2. PS. Swoją drogą zamiast mojego komentarza powinieniem zalinkować ten oto artykuł: http://muzhp.pl/pl/c/393/ostatni-artykul-tomasza-merty-listopad-czyli-polski-spor-o-modernizacje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawy artykuł. Dziękuję za link. Określenie „don Kichot wstecznictwa" wbrew intencjom Nowaczyńskiego, Adolfa zresztą, brzmi zachęcająco... Cervantesa wielbię.

      Usuń