Robert Lefevre uchodził za trzeciego, po Jeanie-Louisie Davidzie i Francoisie Gerardzie, portrecistę swoich czasów. W 1803 roku Dominique Vivant baron Denon, obwołany ówczesną francuską wyrocznią w sprawach gustu i sztuki, zarekomendował artystę Napoleonowi Bonaparte jako jednego z pięciu malarzy gotowych z odpowiednim talentem uwiecznić dla potomności rysy pierwszego konsula Francji. Bonaparte musiał być z portretu zadowolony, bo wkrótce Lefevre otrzymał od rodziny Napoleona kolejne zlecenia. Namalował cesarzową Józefinę, potem cesarzową Marię-Ludwikę, matkę Napoleona Marię-Letycję, brata - Lucjana, siostrę - Marię Paulinę oraz kilka innych bliskich cesarzowi osób. Portrety ponoć bardzo podobały się Napoleonowi. Cenił je ze względu na uderzające podobieństwo wizerunków do portretowanych osób. Artystę podziwiał dodatkowo za doskonałą pamięć wzrokową, pozwalającą mu malować bez obecności modeli.
Wśród dam portretowanych przez Roberta Lefevre'a znalazły się także Polki. Jedna z nich była opisywana przez współczesnych jako "śliczna, ale nijaka umysłowo". Chodzi oczywiście o Marię Walewską. Dwudziestojednoletniej arystokratce zlecono usługiwanie Bonapartemu w sypialni. Krążyły plotki, że w wyszukanie odpowiedniej kandydatki na to "stanowisko" zaangażowały się najbardziej podziwiani bohaterowie epoki zlecając ostatecznie zadanie słynnej madame Henrietcie de Vauban organizującej na co dzień księciu Józefowi Poniatowskiemu najlepsze dziewczyny z najlepszych arystokratycznych rodzin na najbardziej szalone melanże w naszej części Europy.
Maria do swej nowej roli nadawała się ponoć nadzwyczajnie. Otwarta na kosmopolityczne kontakty, pozbawiona uprzedzeń i przesądów, mimo młodego wieku, miała już znaczące sypialniane doświadczenie. W siedemdziesięcioletnim małżonku wywołała niebywały ogień i entuzjazm obdarzając go nie tylko znacznym posagiem pozwalającym spłacić gigantyczne karciane długi, ale także w zaledwie pół roku po ślubie, ślicznym dziecięciem o rosyjskim typie urody.
Napoleon zaś nie był ponoć specjalnie wybredny, jeśli idzie o kobiety. Biografowie naliczyli co najmniej sześćdziesiąt kochanek cesarza. Wśród nich były ładne i brzydkie, głupie i mądre, słodkie i złośliwe, arystokratki i plebejuszki. Bonaparte korzystał z wdzięków tak piętnastolatek, jak i dam nieco dojrzalszych a nawet starych, pięćdziesięcio-, sześćdziesięciokilkuletnich. Usatysfakcjonowany potrafił się odwdzięczyć szczerze w szczerym złocie.
Maria spisywała się nadzwyczajnie i przez trzy lata z oddaniem jeździła za cesarzem gotowa na każde skinienie, zupełnie niezrażona tłokiem i konkurencją w sypialni. Zamartwiającemu się rzekomą bezpłodnością władcy, powiła dorodnego syna i zainspirowała do drugiego ożenku z Austriaczką Marią Ludwiką po ekspresowo przeprowadzonym rozwodzie z Józefiną Beauharnais. Wydaje się, że gdzieś w tzw. międzyczasie Maria Walewska spotkała Roberta Lefevre'a i dała się namówić na portret.
Nie wiadomo jednak, czy tym razem osławiona pamięć artysty okazała się zawodna, czy modelka nie przypadła mu do serca, czy też nie była tak urocza, jak ją opisywano. Robert Lefevre przedstawił panią Walewską z wyraźnym przykurczem w okolicach szyi, z wybałuszonymi i przewróconymi oczyma, z rozdziawionymi ustami suszącą górne zęby - w rzeczy samej "nijaką umysłowo."
Wyobrażam sobie, że jeśli rzeczywiście tak patrzyła na cesarza, to on musiał umierać nie tyle z miłości, co ze śmiechu.
Źródło:
Marian Brandys, Kłopoty z panią Walewską
Robert Lefevre, Portret Napoleona, początek XIX w |
Robert Lefevre, Portret Lucjana Bonaparte początek XIX w |
R. Lefevre, Portret Marii Pauliny początek XIX w |
R. Lefevre, Portret Marii-Letycji początek XIX w |
R. Lefevre, Portret cesarzowej Marii-Ludwiki początek XIX w |
R. Lefevre, Portret cesarzowej Józefiny, początek XIX w. |
Wśród dam portretowanych przez Roberta Lefevre'a znalazły się także Polki. Jedna z nich była opisywana przez współczesnych jako "śliczna, ale nijaka umysłowo". Chodzi oczywiście o Marię Walewską. Dwudziestojednoletniej arystokratce zlecono usługiwanie Bonapartemu w sypialni. Krążyły plotki, że w wyszukanie odpowiedniej kandydatki na to "stanowisko" zaangażowały się najbardziej podziwiani bohaterowie epoki zlecając ostatecznie zadanie słynnej madame Henrietcie de Vauban organizującej na co dzień księciu Józefowi Poniatowskiemu najlepsze dziewczyny z najlepszych arystokratycznych rodzin na najbardziej szalone melanże w naszej części Europy.
Maria do swej nowej roli nadawała się ponoć nadzwyczajnie. Otwarta na kosmopolityczne kontakty, pozbawiona uprzedzeń i przesądów, mimo młodego wieku, miała już znaczące sypialniane doświadczenie. W siedemdziesięcioletnim małżonku wywołała niebywały ogień i entuzjazm obdarzając go nie tylko znacznym posagiem pozwalającym spłacić gigantyczne karciane długi, ale także w zaledwie pół roku po ślubie, ślicznym dziecięciem o rosyjskim typie urody.
Napoleon zaś nie był ponoć specjalnie wybredny, jeśli idzie o kobiety. Biografowie naliczyli co najmniej sześćdziesiąt kochanek cesarza. Wśród nich były ładne i brzydkie, głupie i mądre, słodkie i złośliwe, arystokratki i plebejuszki. Bonaparte korzystał z wdzięków tak piętnastolatek, jak i dam nieco dojrzalszych a nawet starych, pięćdziesięcio-, sześćdziesięciokilkuletnich. Usatysfakcjonowany potrafił się odwdzięczyć szczerze w szczerym złocie.
Maria spisywała się nadzwyczajnie i przez trzy lata z oddaniem jeździła za cesarzem gotowa na każde skinienie, zupełnie niezrażona tłokiem i konkurencją w sypialni. Zamartwiającemu się rzekomą bezpłodnością władcy, powiła dorodnego syna i zainspirowała do drugiego ożenku z Austriaczką Marią Ludwiką po ekspresowo przeprowadzonym rozwodzie z Józefiną Beauharnais. Wydaje się, że gdzieś w tzw. międzyczasie Maria Walewska spotkała Roberta Lefevre'a i dała się namówić na portret.
Nie wiadomo jednak, czy tym razem osławiona pamięć artysty okazała się zawodna, czy modelka nie przypadła mu do serca, czy też nie była tak urocza, jak ją opisywano. Robert Lefevre przedstawił panią Walewską z wyraźnym przykurczem w okolicach szyi, z wybałuszonymi i przewróconymi oczyma, z rozdziawionymi ustami suszącą górne zęby - w rzeczy samej "nijaką umysłowo."
Robert Lefevre, Portret Marii Walewskiej, początek XIX w. |
Wyobrażam sobie, że jeśli rzeczywiście tak patrzyła na cesarza, to on musiał umierać nie tyle z miłości, co ze śmiechu.
Źródło:
Marian Brandys, Kłopoty z panią Walewską
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz