Tylko nieuctwem językowych innowatorek tłumaczę sobie, że powstały takie słowa jak "rzeczniczka", "dyrektorka" czy "profesorka" zamiast "rzecznichy", "dyrektoryszy" czy "profesoryszy".
"Chirurżka" i "dramaturżka" także brzmią językołomnie, kiedy mogłoby być dostojnie "chirurżyca" i "dramaturżyca".
Przekonana właściwie do feminatywów i znajdująca w ich tworzeniu mnóstwo radości, czytam dzisiaj, że warszawski ratusz w nowym roku wprowadza oficjalnie możliwość używania ich w dokumentach, jeśli zainteresowane pracujące tam osoby tego sobie życzą, ale zadaję pytanie - a co z warszawskimi osobami niebinarnymi, czy one znowu muszą wybierać między męską i żeńską formą, czy znowu będą dyskryminowane tylko dlatego, że język reformują ciemnogrodzcy dziadersi? Czy po wprowadzeniu zmian, poza "prezydentem" i "prezydentką" nie mogłoby obowiązywać eleganckie "osoba prezydencka" i analogicznie "osoba referencka" czy "osoba sekretarska"?
Trochę szacunku dla różnorodności przydałoby się przecież w naszej zapyziałej "stolycy".
Mój Boże,nawet jako żart feminatywy brzmią strasznie...
OdpowiedzUsuń