poniedziałek, 1 lipca 2013

Francja elegancja - rokokowe żarty skatologiczne

Drogi Czytelniku! Szanuję Twoje nienaganne wyczucie sytuacji, kulturę osobistą i takt, i dlatego czuję się w obowiązku uprzedzić Cię, że w tym poście pojawią się elementy, które mogą Ci się wydać obrzydliwe, wulgarne, chamskie. Za nic na świecie nie chciałabym Cię obrazić, z drugiej jednak strony nie mogę się oprzeć pokusie, by nie napisać słów kilku o pewnym rokokowym obrazie, który wpadł mi w oko i pewnym interesującym eseju, który właśnie przeczytałam.
Jeśli nie tolerujesz kloacznych tematów, zajrzyj na mój blog za kilka dni. Jeśli zdecydujesz się czytać dalej, pamiętaj, że zostałeś uprzedzony o kontrowersyjnej treści.


Jezuita Louis Bourdaloue był doskonałym oratorem. Tłumy paryżan gromadziły się w kościele, by wysłuchać kazania biskupa. Jego mowy wygłaszane donośnym głosem, poruszały słuchaczy do głębi, choć pozbawione były przesady i afektacji. Wierni słuchali w skupieniu, z uwagą, tak by nie uronić żadnego słowa kaznodziei. Biskup Bourdaloue mówił niekiedy przez kilka godzin, nie robiąc żadnej przerwy podczas kazań. Nie wszyscy jednak byli zachwyceni obudzoną pobożnością. Do szpiku kości zepsuci przez rozpustne życie dworacy z trudem znosili charyzmatycznego mówcę za jego czasów, a po śmierci jezuity postanowili zemścić się w typowy dla postępaków sposób. Wymyślili legendę, zgodnie z którą panie chcąc uniknąć wychodzenia z kościoła podczas wspomnianych nauk, ukrywały pod spódnicami wąskie naczynie, rodzaj pisuaru, które umożliwiało im dyskretne załatwianie fizjologicznych potrzeb. Od nazwiska kaznodziei miano nazwać je "bourdaloue". Historia powtórzona została tysiące razy, choć nie ma żadnego dowodu na to, że jest prawdziwa. Francuskie słowo "bourdaloue" poza brzmieniem, nie ma nic wspólnego z przekonującym kaznodzieją. Wywodzi się bowiem od  ożonych w sposób fonetyczny ów: "bordel" co oznaczało pierwotnie otwarte miejsce mycia się znajdujące się pod małym dachem i "eau", czyli woda. "Bourdeloue" jest małym przedmiotem związanym z higieną. Wyraz zaczął być używany kilkadziesiąt lat po śmierci jezuity.


François Boucher, Toaleta intymna

W czasach gdy słowo "francuski" stało się synonimem słowa elegancki, ulubiony malarz króla Ludwika XV i jego słynącej z wykwintności metresy, markizy de Pompadour, François Boucher popełnił uroczy obrazek, który widzicie wyżej. Młoda, atrakcyjna kobieta korzysta z bourdaloue. Malarz uwiecznił ją w chwili, gdy w kącie komnaty skupiona na niecierpiącej zwłoki czynności, zdaje się nie zwracać uwagi na otoczenie. Mimo że Boucher znany jest z podejmowania tematyki intymnej, pokazywania postaci w kameralnych wnętrzach, w sytuacjach skrywanych na ogół przed okiem niepotrzebnych świadków, ten obraz wprawił mnie zdumienie. Pokazanie nagiej kobiety w zachęcającej pozie, wyczekującej kochanka czy też w momencie przyjemności, gdy właśnie traci zmysły, ma pewien urok i może podobać się rokokowej publiczności tak ceniącej chwile szczęścia. Uczynienie tematem obrazu czynności fizjologicznej zdaje się niebezpiecznie zbliżać dzieło do nurtu sztuki, w którym rubaszność górę bierze nad elegancją. "Toaleta intymna" to bez wątpienia żart. Do kogo kierowany?

Czy macie wrażenie, że już gdzieś widzieliście tę sikającą damę. Charakterystyczna zielona suknia sznurowana różową szarfą na przodzie, ozdobiona różyczkami, różowe atłasowe pantofelki na bielutkich pończochach, falbaniaste rękawy z białej koronki, perły owinięte wokół ręki, jak bransolety, wreszcie delikatne rysy twarzy i włosy mocno przypudrowane. 
Czy arystokratka z obrazu wyżej Wam także przypomina markizę de Pompadour?


François Boucher,
Portret madame Pompadour, 1750
François Boucher,
Portret madame Pompadour, 1757






















Czyżby Boucher pozwolił sobie zażartować ze swojej mecenaski? Czy też stworzył obraz na życzenie markizy i jej królewskiego kochanka? Czy para oglądając dzieło chichotała wytwornie i dystyngowanie podziwiając kunszt artysty?

Żarty skatalogiczne cieszyły się powodzeniem na arystokratycznych salonach w połowie XVIII osiemnastego stulecia i później. Wystarczy wspomnieć przypisywaną Jonathanowi Swiftowi "Sztukę medytacji na klozecie" wydaną w 1743 roku.

XVIII-wieczna ilustracja

W 1751 roku Pierre-Thomas-Nicolas Hurtaut opublikował anonimowo "Sztukę pierdzenia", humorystyczny tekst stylizowany na poważny esej naukowy. Jego autor przywoływał liczne przykłady i obserwacje, analizował je, wyciągał wnioski i formułował tezy natury ogólnej. Pozycja szybko zdobyła popularność. Jej najbardziej interesujące fragmenty były czytywane wieczorami w najlepszym paryskim towarzystwie. Esej kilkakrotnie wznawiano.



XVIII-wieczne wydanie "Sztuki pierdzenia"


Liczne odwołania do tradycji literackiej, a także utworów poetyckich współczesnych pierwszym czytelnikom eseju, musiały zachęcać do oddawania się takiej lekturze.

Pozwolę sobie zacytować fragment w doskonałym polskim tłumaczeniu Krzysztofa Rutkowskiego.

"Saint-Evremond, filozof pożyteczny, przedstawił odmienną od zwyczajowej ideę pierdnięcia. Wedle niego pierdnięcie jest westchnieniem, o czym powiedział kochance, kiedy pierdnął w jej kompanii: Me serce przepełnione łzami, 
Strasznie nabrzmiałe westchnieniami,
Na widok zaciekłości Pani
Westchnienie jedno przeniemiło
Tak, że z lęku przed ustami
Przez inny kanał się przebiło."

Dziełko Hurtauta wydane zostało w Polsce trzy lata temu i szybko zdobyło miano bestselleru. Jeśli jednak prześledzić zamieszczone w Internecie opinie na temat książeczki, to łatwo zauważyć, że tekst nie zyskał uznania większości polskich czytelników. Ci zarzucają mu monotonię, przynudzanie, niedostateczną liczbę fragmentów "naprawdę śmiesznych" i obsceniczność. Trudno o lepszy przykład niezrozumienia konwencji i kontekstu powstania utworu. Drodzy Oburzeni Krytycy, rokokowe teksty to nie są powieści awanturnicze od których trudno się oderwać. Na ogół nie wywołują też takiego natężenia wesołości, które owocuje długim trudnym to opanowania rechotem.  "Sztukę pierdzenia" czytać należy tak, jak charakterystyczne dla oświecenia rozprawy przyrodnicze, czyli fragmentami, partiami, zostawiając sobie czas na przemyślenie tematu. Uśmiechać należy się lekko, dystyngowanie, z wdziękiem, chichotać dyskretnie. Warto pamiętać, że esej napisany został z myślą o odbiorcach, którzy ponad wszystko cenili konwencję, dobre maniery, elegancję, co jak się okazuje nie przeszkadzało im zachowywać  zdrowego dystansu do tych wszystkich dwornych zasad i reguł oraz podśmiewywać się z nich dyskretnie. 


Polskie wydanie "Sztuki pierdzenia"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz