Okładka "The Saturday Evening Post" z ilustracją Normana Rockwella, 1955 |
Młody student sztuki zaopatrzony w sztalugi, paletę i książkowy przewodnik na wycieczce w muzeum. Zwiedza salę z malarstwem barokowym. Z lupą w ręku pochyla się przy portrecie damy i uważnie wpatruje w bliznę na jej dekolcie.
Dama na obrazie wydaje się zdumiona tą nietaktowną bezpośredniością. Żartobliwie unosi brwi i uśmiecha się zmieszana, ale także rozbawiona. Przypomina drugą żonę Petera Rubensa. Z rembrandtowskiego obrazu obok na nieświadomego studenta patrzą mężczyźni, wyraźnie zniesmaczeni jego pedantycznym sposobem oglądania sztuki i nadmierną młodzieńczą ciekawością.
Ilustracja Rockwella staje się jeszcze bardziej zabawna, jeśli odbiorca wie, że chłopak na zdjęciu to Jarvis, syn artysty, a barokowo sportretowana dama to Mary Rockwell, żona artysty.
Wielbiciele freudowskiego podejścia do sztuki dopatrzą się dodatkowego, trzeciego planu żartu na tej ilustracji. Nawiązuje on do mitu o Edypie i kompleksu Edypa (kształt blizny, trzymana w dłoni lupa jako symbole seksualne).
Tak to Norman Rockwell na okładce wysokonakładowego pisma przemycił nieprzyzwoity żart, którego miliony pruderyjnych, a przecież rozbawionych czytelników mogło nie zauważyć.
Nic tylko pozazdrościć Amerykanom subtelnych ilustratorów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz