Spuść welum na twarz, kiedy słodkie strony
Na lutni w sposób przebierasz ćwiczony,
Bo melodyją uczoną
Tak pieścisz uszy, że cię każdy zgoła
Z głosu osądzi pewnie za anioła,
Byleś grała za zasłoną.
Jan Andrzej Morsztyn, autor powyższej fraszki uchodzi na czołowego przedstawiciela nurtu dworskiego w XVII-wiecznej poezji polskiej. Są tacy, którzy bez wahania nazywają go "mistrzem poetyckiego słowa baroku". Doskonale wykształcony m.in. na niderlandzkim uniwersytecie w Lejdzie, towarzyskiej ogłady nabierał na dworach Otwinowskiego, Lubomirskich i na dworze królewskim. Rozkochany we wszystkim, co francuskie, wiernie służył Janowi III Sobieskiemu, dopóki ten dążył do zbliżenia z Francuzami. Gdy polski król zmienił kierunek polityki na prohabsburski, Morsztyn przeszedł do opozycji, wyjechał do Francji, kupił sobie tytuł królewskiego sekretarza, złożył przysięgę wierności Ludwikowi XIV i zamieszkał w uroczym pałacyku pod Paryżem.
Morsztynowi zawdzięczamy tłumaczenia modnych ówczesnych utworów z francuskiego i włoskiego. Wzorował się na podziwianym wówczas Giambattisto Marino. Owocem tego naśladownictwa jest przytoczona fraszka. Znajdziesz w niej prawie wszystko, czym zachwycano się w w baroku: lekką tematykę, zabawę, kunsztowną formę, wyszukaną metaforę, zręczny rym, szokujący paradoks. Brakuje tylko jednego elementu, elegancji. Wyrafinowana forma skrywa przaśny, swojski koncept. Morsztyn, poeta tzw. dworski napisał wiele takich nieeleganckich utworów, głównie erotyków. Nie mogę ich tutaj zacytować bynajmniej ze względu na wyrafinowanie perwersyjną treść, ale na dosadną rubaszność właściwszą raczej dla opoja szlachciury niż bywalca królewskich salonów (nawiasem mówiąc pokusa zacytowania jest jednak duża).
Zastanawiałam się, czy w ogóle napisać o tej fraszce. Przeważyło spostrzeżenie, że koncert lutnistki musiał jednak wywrzeć na poecie duże wrażenie, skoro poświęcił kobiecie wierszyk. Poszukując ilustracji do tego posta trafiłam na kilkadziesiąt obrazów przedstawiających lutnistki piękne jak anioły (z lutnistami było gorzej, przypominali J.A.Morsztyna). Urzekł mnie jednak obraz Holendra Gerarda ter Borcha (Terborcha).
W pałacowym wnętrzu niespecjalnie urodziwa dziewczyna ćwiczy grę na lutni. W skupieniu wpatruje się w nuty. Nic nie jest jej w stanie rozproszyć. Dwa rozłożone arkusze sugerują, iż utwór jest skomplikowany. Ułożenie ciała nie pozostawia złudzeń, że dziewczynę bardziej pochłaniają muzyczne ćwiczenia niż pozowanie malarzowi. Ten mistrzowsko oddaje postać, wyraz twarzy, sylwetkę, ułożenie dłoni na lutni, misternie odzwierciedla fałdy drogiej sukni. Elementy wyposażenia pokoju ledwie zaznacza.
Na lutni w sposób przebierasz ćwiczony,
Bo melodyją uczoną
Tak pieścisz uszy, że cię każdy zgoła
Z głosu osądzi pewnie za anioła,
Byleś grała za zasłoną.
Jan Andrzej Morsztyn, autor powyższej fraszki uchodzi na czołowego przedstawiciela nurtu dworskiego w XVII-wiecznej poezji polskiej. Są tacy, którzy bez wahania nazywają go "mistrzem poetyckiego słowa baroku". Doskonale wykształcony m.in. na niderlandzkim uniwersytecie w Lejdzie, towarzyskiej ogłady nabierał na dworach Otwinowskiego, Lubomirskich i na dworze królewskim. Rozkochany we wszystkim, co francuskie, wiernie służył Janowi III Sobieskiemu, dopóki ten dążył do zbliżenia z Francuzami. Gdy polski król zmienił kierunek polityki na prohabsburski, Morsztyn przeszedł do opozycji, wyjechał do Francji, kupił sobie tytuł królewskiego sekretarza, złożył przysięgę wierności Ludwikowi XIV i zamieszkał w uroczym pałacyku pod Paryżem.
Morsztynowi zawdzięczamy tłumaczenia modnych ówczesnych utworów z francuskiego i włoskiego. Wzorował się na podziwianym wówczas Giambattisto Marino. Owocem tego naśladownictwa jest przytoczona fraszka. Znajdziesz w niej prawie wszystko, czym zachwycano się w w baroku: lekką tematykę, zabawę, kunsztowną formę, wyszukaną metaforę, zręczny rym, szokujący paradoks. Brakuje tylko jednego elementu, elegancji. Wyrafinowana forma skrywa przaśny, swojski koncept. Morsztyn, poeta tzw. dworski napisał wiele takich nieeleganckich utworów, głównie erotyków. Nie mogę ich tutaj zacytować bynajmniej ze względu na wyrafinowanie perwersyjną treść, ale na dosadną rubaszność właściwszą raczej dla opoja szlachciury niż bywalca królewskich salonów (nawiasem mówiąc pokusa zacytowania jest jednak duża).
Zastanawiałam się, czy w ogóle napisać o tej fraszce. Przeważyło spostrzeżenie, że koncert lutnistki musiał jednak wywrzeć na poecie duże wrażenie, skoro poświęcił kobiecie wierszyk. Poszukując ilustracji do tego posta trafiłam na kilkadziesiąt obrazów przedstawiających lutnistki piękne jak anioły (z lutnistami było gorzej, przypominali J.A.Morsztyna). Urzekł mnie jednak obraz Holendra Gerarda ter Borcha (Terborcha).
Gerard Terborch, Muzykująca kobieta |
W pałacowym wnętrzu niespecjalnie urodziwa dziewczyna ćwiczy grę na lutni. W skupieniu wpatruje się w nuty. Nic nie jest jej w stanie rozproszyć. Dwa rozłożone arkusze sugerują, iż utwór jest skomplikowany. Ułożenie ciała nie pozostawia złudzeń, że dziewczynę bardziej pochłaniają muzyczne ćwiczenia niż pozowanie malarzowi. Ten mistrzowsko oddaje postać, wyraz twarzy, sylwetkę, ułożenie dłoni na lutni, misternie odzwierciedla fałdy drogiej sukni. Elementy wyposażenia pokoju ledwie zaznacza.
Dziewczyna na obrazie przypomina Gesinę ter Borch, utalentowaną siostrę malarza. Poniższa akwarela jest jej dziełem. Pomyślałam sobie, że warto ją tu pokazać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz