czwartek, 30 stycznia 2014

O matce, żonie i kochankach, czyli miłość po francusku

Kawiarniane spotkanie zostało zdominowane przez dwie wiadomości. Doniesienie o tym, że prezydent Francji oddalił swoją wieloletnią metresę uwalniając Francuzów od konieczności nazywania jej "pierwszą damą" przyjęte zostało życzliwie łykiem rozgrzewającej herbaty. Nastrój popsuło jednak rzucone ot tak pytanie, kto wkrótce może zająć jej miejsce.  Określenie "pierwsza dama" w wyzwolonej z okowów konwenasów Francji może okazać się bardzo niedekwatne. Nie wiadomo przecież, na jaki gender zdecyduje się przywódca państwa słynącego z wyznaczania trendów i mody.

Prezydent pozbył się uciążliwego towarzystwa jednym oświadczeniem do mediów, tymczasem pewien znajomy, także jakoś tam z mediami związany, opuścił żonę i matkę swoich dzieci. Podobno pracująca zawodowo kobieta, zajmująca się także domem i wspomnianymi pociechami zupełnie sama bez pomocy niań, gosposi czy sprzątaczki, nie okazywała znajomemu entuzjazmu, jakiego ten oczekiwał. Czując, że życie mija, a "każdy ma przecież prawo do szczęścia", znajomy chyłkiem uciekł z domu zostawiając dzieciaki "z tą straszną kobietą", ale zaklinając się na wszystkie  świętości, że zawsze odbierze telefon, kiedy będą dzwoniły.

Ten nius wywołał znaczne większe poruszenie. Obecne na spotkaniu singielki z krótkim terminem przydatności, upewniwszy się, że mają drobne na taksówkę, zamówiły po lampce musującego wina, dzieciate mężatki odetchnąwszy głeboko, stwierdziły, że warto zredukować pojawiający się stres i poprosiły o kolejny kawałek pysznej szarlotki z lodami. Ponieważ się odchudzam, zrezygnowałam z lodów na rzecz trzeciego kawałka ciasta. I kiedy tak zajadałam szarlotkę, przypomniała mi się Maria Leszczyńska.

A.C.M. Levre d'Orgeval, Podwójny portret Marii Leszczyńskiej i Ludwika XV, 1725

Dwudziestodwuletnia księżniczka Maria Leszczyńska poślubiła piętnastoletniego Ludwika XV zwanego później Ukochanym, bynajmniej z miłości, ale w wyniku politycznych rachub, dyplomatycznych zabiegów i negocjacji. Legenda mówi, że wybrano ją spośród 99 innych kandydatek.

Para natychmiast i z entuzjazmem zajęła się tym, co dla każdej rodziny królewskiej najważniejsze, czyli przedłużaniem dynastii.

W ciągu dwunastu lat Maria powiła dziesięcioro dzieci. A gdy przy ostatnim porodzie lekarz poinformał ją, że kolejna ciąża może zagrażać życiu królowej, Maria z pewnym żalem, ale także ze znaczną ulgą wyprosiła niepocieszonego Ludwika ze swojej sypialni.

Alexis Simon Belle, Maria Leszczyńska z Delfinem, 1730

Rozczarowany król dochodził swych praw do pełni szczęścia w ramionach dziesiątek entuzjastycznych kochanek, nałożnic i metres. Nie sądzę, aby przez myśl przeszedł mu pomysł porzucenia rodziny i opuszczenia Wersalu. Z dziećmi i żoną spędzał bowiem tyle czasu, ile było możliwe. Podczas, gdy kolejne królewskie kochanki, ze słynną markizą Pompadour na czele, dwoiły się i troiły, byle tylko zapewnić królowi odpowiednio wiele rozrywek i potwierdzić swoją użyteczność, królowa Maria zajmowała się dziećmi, angażowała w działalność dobroczynną, organizowała koncerty polskich chórów, Mozarta, Farinelliego i malowała, może bez wielkiego talentu, ale bardzo przyzwoicie.

Maria Leszczyńska,  Francuska farma za Jeanem Baptistem Oudry

Gdy popadła w długi z powodu upodobania do hazardu i gry w karty, z pomocą w uregulowaniu zobowiązania przyszła jej królewska kochanka, wspomniana Pompadour (genialne, prawda?), a problemy królowa Francji zajadała ponoć rumowymi babeczkami. Wersal zawdzięcza jej wprowadzenie porządku, według którego serwowano dania na królewskim stole i przepis na szarlotkę. Ufundowała także szkołę dla dziewcząt. Męty, w rodzaju Casanowy i Woltera, uważały skromną i dobrze wykształconą Marię Leszczyńską za nudziarę, ale zwykli Francuzi podziwiali ją i kochali nazywając "dobrą królową". Zupełnie inaczej traktowali markizę de Pompadour. Tę obwiniano za klęski militarne, fiasko w dyplomatycznych negocjacjach, wyśmiewano w satyrach i pamfletach.  Drwiono z założonego przez nią przybytku w tzw. parku jelenia, gdzie fach zdobywały dziewczęta do towarzystwa. Umarła jako rajfurka (zapomniane słowo, a pewnie spodobałoby się współczesnym libertynkom lansującym kobiece nazwy profesji). Kilka dni po tym smutnym wydarzeniu królowa miała powiedzieć:
"To jakieś dziwne. Minęło zaledwie kilka dni od śmierci madame de Pompadour. Nikt o niej nic nie mówi. Jest tak jakby jej tu nigdy nie było.”

Konkludując: goniącym za szczęściem mężom życzę, by zasłużyli na przydomek Ludwika XV, ich żonom spokoju i wyrozumiałości Marii Leszczyńskiej, a kochankom kariery na miarę madame de Pompadour.

Źródła informacji o postaciach historycznych i cytaty: Wikipedia, zasoby polsko-, niemiecko- i anglojęzyczne oraz iwonawiemer.com

4 komentarze:

  1. No karierę to jednak zrobiła, madame Pompadour kojarzy obecnie zapewne o wiele więcej ludzi, niż Marię Leszczyńską, sam Ludwik zresztą dla wielu też jest tylko numerkiem, nie zapisał się w zbiorowej wyobraźni jak swój pradziadek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to właśnie uważam za historycznie niesprawiedliwe. Sławie metresy przysłużyli się sponsorowani przez nią artyści i "intelektualiści", ci sami zresztą, którzy popchnęli naród do zgilotynowania wnuka Marii i Ludwika XV, Ludwika XVI i uwolnienia z bastylii tego obłąkańca i zboczeńca de Sade, także bardzo sławnego.

      Zajrzałam na Twój blog. Bardzo ciekawy. Potrafisz zrobić prawdziwe cudeńka! Przy okazji, od pewnego czasu nurtuje mnie pochodzenie i nazwa XVIII -wiecznego wzoru sukni zwanej robe à la polonaise. Czy mogłabyś mi podpowiedzieć jakieś dobre źródło informacji na ten temat.

      Usuń
  2. oj, niestety nie spotkałam się nigdy i nigdzie z innym tłumaczeniem nazwy niż to wikipedyczne "Jej nazwa była pochodną panującej wówczas mody na „wschodnie”, także rosyjskie czy tureckie ubiory, niekiedy łączona jest też z rozbiorem Polski (trzy fałdy miałyby symbolizować trzech zaborców), ale nie potwierdzają tego przypuszczenia żadne przekazy"
    http://pl.wikipedia.org/wiki/Poloneska

    tak samo popularne były suknie a la turque, które też wyglądem nie dawały wskazówek skąd wzięła się ich rzekoma tureckość. pewnie zadziałał tu ten sam mechanizm co przy rybie po grecku o której Grecy nigdy nie słyszeli.

    dziękuję za te miłe słowa :) do Woltera osobiście nic nie mam, do metres też nie, w końcu były naturalnym następstwem małżeństwa z interesu. król w końcu też jest człowiekiem i ma ludzkie potrzeby. i żeby nie było - do dzielnej Marii też nie mam żadnych ale! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też Pompadour nawet lubię (chociaż bez przesady), ale Wolter to był wyjątkowo odpychający typ.

      Sukienka nie daje mi jednak spokoju, intuicyjnie czuję, że jest z nią związana jakaś polska historia.

      Usuń