wtorek, 16 stycznia 2018

Straszny hrabia Ugolino, założyciel polskiej szkoły malarstwa Emil Boratyński i jego tajemnicza angielska żona, czyli znowu o Mickiewiczu

Emil Korczak Boratyński, Autoportret z zaprzęgiem, 1841

Gdzieś w przepastnych magazynach Muzeum Narodowego w Poznaniu znajduje się, ponoć, karton do obrazu "Pojmanie Ugolina w Pizie, 1288" Emila Boratyńskiego, niestety nie wiem, gdzie jest samo dzieło, ani czy w ogóle przetrwało do naszych czasów. Chętnie spojrzałabym na nie, albo chociaż na ten karton, bo obraz wydaje mi się interesujący z kilku powodów:
- ze względu na szokujący temat popularny w sztuce europejskiej XIX wieku, a przez polskich twórców dziwnie pomijany,
- ze względu na malarza, którego życiorys jest delikatnie mówiąc niezwykły, a towarzyskie koneksje zaskakujące,

- ze wyględu na miejsce i czas  (Florencja 1848) powstania dzieła oraz doniosłe wydarzenia historyczne, które równolegle się rozgrywały.
Idźmy po kolei.


Rodzina Gherardesca w XIII wieku władała trzema hrabstwami: Gherardesca, Donavatico, Montescudaio i częścią hrabstwa  Maremmoio, swą najwspanialszą siedzibę lokując w olśniewającej wówczas Pizie. W sporach i wojnach pomiędzy Gibelinami i Gwelfami przedstawiciele rodu popierali tych pierwszych, nie szczędząc majątku, własnej krwi, a nawet życia. Od roku 1237 r. otwarcie występowali przeciwko potężnemu domowi Viscontich śmiało popierających Gwelfów i reprezentujących ich interesy w Pizie. Wszystko miało się zmienić w roku 1271,  kiedy to uskrzydlony militarnymi i gospodarczymi sukcesami na Sardynii, hrabia Ugolino Gherardesca, głowa rodziny, zapragnął całej, nieograniczonej władzy nad miastem. W tym celu przedsięwziął szereg dyplomatycznych zabiegów, które zaowocowały:
- zgodą z Gwelfami,
- ślubem uroczej siostry hrabiego z wielkim sędzią i przywódcą pizańskich Gwelfów Janem Viscontim.


I kiedy właśnie szykował się do wprowadzenia do miasta najemników z Sardynii, którzy mieli spacyfikować ewentualnych niezadowolonych z rządów Ugolina, obywatele Pizy odkryli spisek i obu szwagrów wypędzili z miasta. Visconti zmarł, a Ugolino z pomocą Florentczyków i Lukczanów wkrótce wrócił i zmusił swoich nieprzyjaciół do odwołania go z wygnania. Na kilka lat przycichł, wycofał się z polityki, ale nie okiełznał swych wielkich ambicji i żądzy odwetu za doznane zniewagi. Kiedy w 1282 roku wybuchła wojna między Pizą a Genuą, Ugolinowi powierzono dowództwo jednego z dwóch oddziałów floty pizańskiej. 6 sierpnia 1284 roku w jednej z najbardziej dramatycznych bitew morskich u brzegów wyspy Malora, Ugolino umyślną ucieczką doprowadził do klęski Pizańczyków, zniszczenia dowodzonej przez siebie floty i straty 11 000 doborowych żołnierzy. Przegrana ośmieliła sąsiadów republiki do zbrojnego wystąpienia z roszczeniami do terytorium Pizy. Sytuacja wydawała się beznajdziejna. Zrozpaczeni Pizanie zdani byli na Ugolina i jego koneksje z Gwelfami. Ten zaś zrzekł się bez żalu licznych zamków i fortec, zostawiając sobie upokorzone miasto, gdzie zgodnie z ustaleniami z wrogami, mógł rządzić samowładnie. Zaczął od wygnania z Pizy wszystkich swych nieprzyjaciół. Odmówił rokowań z Genuą dotyczących uwolnienia pojmanych pizańskich jeńców, co wywało oburzenie nawet wśród jego zwolenników. Powstańców (wśród których byli zarówno sprzyjający Gwelfom jak i Gibelinom) dowodzonym przez swego siostrzeńca, pokonał siłą, zdradą, przekupstwem i podstępami. Mścił się z wymyślnym okrucieństwem, nurzał we krwi niedawnych przyjaciół i zaprzysięgłych wrogów. 


1 lipca 1288 roku na rozkaz arcybiskupa pizańskiego Ruggieriego degli Ubaldini we wszystkich kościołach miasta zabiły dzwony. Na ich dźwięk uzbrojeni mieszkańcy ruszyli zewsząd do pałacu Ugolina. Tyran próbował się rozpaczliwie bronić. 

Powstańcy pochwycili go wraz z dwoma synami i dwoma wnukami. Na rozkaz arcybiskupa więźniów osadzono w wieży Gualandi. Dokładnie zamknięto celę. Klucze Ruggieri wyrzucił do rzeki Arno. Wejście dodatkowo rozkazał zamurować, skazując tym samym tyrana i jego potomstwo na śmierć głodową. 


William Blake, Hrabia Ugolino z synami i wnukami w więzieniu, 1826
Henry Fuseli, Hrabia Ugolino w więzieniu, 1809

Potworny zgon Ugolina i jego bliskich opisał Dante w "Boskiej komedii". Umieścił hrabiego w dedykowanym zdrajcom dziewiątym kręgu, gdzie stojąc w lodzie aż po szyję, wbija się zębami w czaszkę swego kata arcybiskupa Ruggieriego. Najbardziej przejmującego przekładu na język polski tego fragmentu arcydzieła Dantego dokonał Adam Mickiewicz w roku 1827 bawiąc na zesłaniu w Rosji.


Ignacy Lasocki, Hrabia Ugolino, 1844

Makabryczna historia okrutnego hrabiego rozpalała wyobraźnię artystów, zwłaszcza romantycznych. Gustując w gotycystycznych klimatach, przedstawiali oni na ogół Ugolina z synami i wnukami umierających z głodu w celi, albo ilustrowali scenę kary opisaną plastycznie przez Dantego.Obraz zatytułowny "Pojmanie Ugolina w Pizie w 1288 roku" w domniemaniu prezentujący moment pochwycenia tyrana przez powstańców może wydawać się interesujący z racji oryginalnego podejścia do tematu.

Na wzmiankę o jego twórcy trafiłam czytając "Legion Mickiewicza" Władysława Mickiewicza (wyd. 1921). Władysław nazywał malarza "hrabią Emilem Boratyńskim", podkreślał jego zdolności, wspaniałomyślność, hojność i patriotyczne zaangażowanie, skłaniające artystę do wsparcia powstałego w Włoszech w wiosną 1848 roku polskiego legionu. Celem 14-osobowej formacji (z nadzieją na powiększenie składu), złożonej głównie z przebywających we Włoszech artystów doskonalących warsztat, było militarne wsparcie dla jednoczących się Włoch, a potem droga, zgodnie ze słowami pieśni, "z ziemi włoskiej do Polski". Zabiegi Adama Mickiewicza (skompromitowanego już wówczas wielokroć) przybyłego do Włoch z Francji specjalnie w celu utworzenia formacji złożonej z Polaków gotowych umierać z bliżej niesprecyzowanego powodu i w mglistym celu,  spotkały się, z delikatnie mówiąc, dużą rezerwą rodaków. Wbrew wszelkim przeciwnościom, wieszcz nie rezygnował z działania. "Emil Boratyński" był jednym z niewielu Polaków okazującym Mickiewiczowi wsparcie. Zguglowałam sobie tego Boratyńskiego i oto, co znalazłam w Internetowym Słowniku Biograficznym:

"Jurkiewicz Emil (1810 lub 1806–1876), malarz i grafik, emigrant, występujący pod nazwiskiem Karol Emil lub Emil Edmund Korczak Boratyński. Zarówno dane pochodzące od J-a, jak i te, które zamieszczono w literaturze encyklopedycznej i historyczno-artystycznej, trzeba traktować z dużą ostrożnością. J. podawał, że pochodzi z Ukrainy lub z Boratynia w Przemyskiem; wg nagrobka ur. 22 VII 1810 r. Urodził się jednak pod Krakowem i jako Emil Jurkiewicz uczęszczał do krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych w l. 1823–6, ucząc się u J. Brodowskiego. 

E. Jurkiewicz, występujący tuż po powstaniu w zaginionych papierach Zakładu Polaków w Salins z r. 1832–3 i wśród petentów Komitetu Franko-Polskiego, jest może identyczny z J-em. Pewnym śladem J-a jest dopiero wystawienie w r. 1839 jego dwóch obrazów w Royal Academy w Londynie. Mieszkał wówczas w Anglii i nosił już przybrane nazwisko Boratyński (które zachował do śmierci i które przejęła żona i dzieci), pieczętował się herbem Korczak i używał tytułu hrabiowskiego. Okoliczności i powody tej metamorfozy nie są jasne; w każdym razie zataił, że w kraju pozostawił żonę i dzieci. Sam podawał, że był kapitanem kawalerii, oficerem sztabowym J. Dwernickiego i miał dokazywać w partyzantce cudów bohaterstwa, nagrodzonych Virtuti Militari. Wg L. Niedźwieckiego, J. «w 1833 w czasie emisarki zjawił się był w Krakowie wraz z emisariuszami. Stamtąd pociągnął do Hamburga, a stąd do Londynu i wgłąb Anglii;… postępowanie jego było naganne zrazu – teraz się ustatkował… Wypierali się go swoi – powiadali, że jadąc przez Niemce wyłudzał pieniądz historiami zmyślanymi o sobie». Zaprzyjaźniony S. E. Koźmian również notuje w r. 1840, że J. «coś dawniej spłatał i dlatego teraz się kryje». 

Początkowo J. żył z dala od emigracji, szybko jednak ustabilizował swą pozycję (ożenił się w r. 1840 z Elżbietą Arnould de White Cross) i zaczął żyć na b. wysokiej stopie, usiłując wszystkich przekonać o znakomitości swego rodu i zasługach. Zarozumiały, pyszny i przykry, snobizujący się na zagraniczną arystokrację, podróżujący po Europie i wydający wspaniale przyjęcia, udzielający rodakom wsparcia, ale w sposób nietaktowny i wymagając w zamian, by obdarowani «dawali mu cyrograf na duszę» – niezmiernie intrygował Polonię. Łączył ogładę towarzyską i znajomość kilku języków z ogólnym małym wykształceniem i brakiem wychowania (B. Trentowski). Wielki majątek zawdzięczał niewątpliwie małżeństwu [...]

Do życia emigracyjnego włączył się J. w r. 1840. Mieszkał wówczas w Anglii, często odwiedzając Francję. W Boulogne urządził pogrzeb Anastazego Dunina, z którym miał się przyjaźnić, wystawił mu własnym sumptem nagrobek i litografował portret (...). Przyjaźnił się wówczas z Koźmianami, malował ich portrety, później pisywał felietony dla Jana Koźmiana do „Przeglądu Poznańskiego”. 

Na przełomie 1840/41 przeniósł się do Rzymu. Tu odwiedził J-a w r. 1841 Michał Czajkowski i opublikował w „Trzecim Maju” entuzjastyczną relację z jego pracowni; jej echo podchwyciły inne pisma polskie w kraju i na emigracji. Czajkowski przyrównuje J-a do Van Dycka, w scenie winobrania dostrzega «barwę żywszą jak u Rembrandta», co – przy wszechstronności talentu i szybkości pracy – doprowadziło go do konkluzji: «On będzie założycielem szkoły polskiego malarstwa». Odtąd krytyka obrazów J-a z reguły przyjmuje wysokie tony (...).
Z tych lat pochodzą sceny alegoryczne (Filozof na cmentarzu) i rodzajowe, obrazy religijne, portrety, ilustracje do „Konrada Wallenroda” i grafika na miedzi: portrety M. Czajkowskiego i malarza Hacka oraz późniejszy z r. 1857 wizerunek L. Siemieńskiego (akwaforta). 

W r. 1842 zamieszkał J. we Florencji, otworzył pracownię w Antica Casa Corsini na Borgo Santa Croce i urządził mieszkanie w romantycznych zwaliskach Castel di Poggio za Fiesole. Dom prowadził na wzór zamożnego dworu szlacheckiego. W r. 1848 miał uzyskać honorowy tytuł profesora Akademii Florenckiej i jej członka I kl. za rzekomo nagrodzony złotym medalem obraz Pojmanie Ugolina Pizie w 1288 r. (...).
W t. r. J. poznał Mickiewicza, łożył sumy na ekwipunek i broń Legionu, gościł u siebie poetę i jego legionistów. J. pisał Koźmianowi: «1849 r. i rewolucja włoska, i Legion Polski sławny we Florencji zniszczyły mnie».
Całość z bibliografią tu >> 
A teraz wisienka na torcie. Jestem pewna, że nigdy nie zgadlibyście, w jaką to broń za pieniądze swej tajemniczej bogatej angielskiej żony "hrabia Emil Boratyński" wyposażył idących w bój polskich legionistów w roku 1848. 
"... co nam obca przemoc wzięła, szablą odbierzemy..."
Szable im rozdali w patriotycznym wzmożeniu. 
-----------------------------------------------------------------
Przez stulecia, a zwłaszcza w wieku XIX, wielu artystów zastanawiało się, czy Ugolino Gherardesca zjadł w więzieniu swoje dzieci i wnuki, popełniając na koniec odrażający akt kanibalizmu. Adam Mickiewicz nieśmiało sugerował taką możliwość w swoim tłumaczeniu fragmentu "Boskiej Komedii". Na początku XXI przeprowadzono badanie szczątków hrabiego, które dowiodły, że ta akurat zbrodnia przypisywana mu była bezpodstawnie.

10 komentarzy:

  1. Drobna poprawka w zdaniu: "1 lipca 1588 roku na rozkaz...".
    To chyba był 1288 rok?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa historia.
    W Wielkopolskiej Bibliotece Cyfrowej, w „Katalogu galeryi obrazów w Muzeum im. Mielżyńskich Towarzystwa Przyjaciół Nauk w Poznaniu” pod pozycją nr 278 znalazłem „Uwięzienie Ugolina...”. Tutaj link do pozycji katalogowej:

    http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/docmetadata?id=224938&from=&dirids=1&ver_id=&lp=1&QI=

    Mam nadzieję, że zadziała. Jest tutaj w miarę dokładny opis obrazu.

    Interesująca jest historia autora tej pracy. Mitomana, megalomana, hochsztaplera, oszusta, półszlachetki, cwaniaka, łowcy posągów a może pokopanego przez los rodaka.
    Nie znalazłem jeszcze wizerunku samego obrazu, ale zaciekawiła mnie szanowna Pani, tym obrazem, niezmiernie. Spróbuję poszukać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Podziwiam Pana umiejętność przeszukania tych zbiorów i znalezienia odpowiedniego rekordu w katalogu. Nie wiem, czemu polscy bibliotekarze uparli się, by pokazywać zbiory w takich dziwnych formatach.

      Usuń
  3. Biblioteki cyfrowe...
    Ponoć format plików djvu jest lżejszy i szybszy do ściągnięcia. Jednak dzisiaj kiedy ludzie w komórkach mają lepszy internet niż 10 lat temu na komputerach trzymanie się takiego dziwnego formatu jest niezrozumiałe. Na szczęście polskie biblioteki cyfrowe coraz częściej publikują pliki skanowanych książek w formacie pdf.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja własciwie czytam książki na smartfonie :). Są lekkie, zawsze pod ręką i po przeczytaniu nie zbierają kurzu na półce. Czytanie w djvu to prawdziwy koszmar.

      Usuń
  4. Proszę mi wybaczyć, że się tak często narzucam, ale chciałbym dodać tylko jeszcze jedną informację. W „Encyklopedyji Powszechnej z 1860 roku” na stronach 68-70 (karty 78-80) - w Jagiellońskiej Bibliotece Cyfrowej - widnieje notka biograficzna o rodzie Boratyńskich, którego ostatni przedstawiciel zmarł pod koniec XVI wieku. Tutaj jest link do notatki:

    https://jbc.bj.uj.edu.pl/dlibra/publication/289091/edition/277927?&ref=desc

    Być może dlatego Jurkiewicz mógł bezkarnie posługiwać się za granicą nazwiskiem i herbem Boratyńskich wiedząc, że i tak nikt tego nie sprawdzi. Stąd m.in. nazwałem go półszlachetką (połowa nobilitacji od drugiej, angielskiej żony) i hochsztaplerem. Ale należałoby dodać chyba jeszcze bigamię. Przecież w Polsce zostawił rodzinę...
    Doprawdy, niezłe towarzystwo miał nasz wieszcz Adam M.
    Takie polskie piekiełko. Niemalże jak dzisiejsza emigracja i nie tylko...
    Skłóceni, zawistni i z bogiem na ustach.

    Kłaniam się nisko i daję już spokój malarzowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ to bardzo interesująca informacja o tych Boratyńskich.
      Dziękuję za uzupełnienie.
      Żeby jeszcze zaszokować dopiszę, że kasę na utworzenie legionów Mickiewicza miał, zgodnie z relacją jego syna i M. Chodźki, wylożyć Branicki wnuk tego od Targowicy. Nie wiadomo jednak, co się z tymi pieniędzmi stało, bo legioniści cierpieli straszną biedę i byli na garnuszku i po prośbie u Włochów. Z legionem związany był od początku też plk. Wincenty Siodołkiewicz, który jak się wydaje po jego "przygodach" w powstaniu listopadowym miał wprawę w doprowadzaniu militarnych przedsięwzięć do fiaska ( vide:broń cudem niedostarczona powstańcom). To on na polecenie Mickiewicza odprawił z kwitkiem słynnego Ordona.
      Mocno szemrane towarzystwo i w gruncie rzeczy nie wiadomo, dla kogo pracujące.

      Usuń
  5. Ochrana działała w Europie sprawnie niczym późniejsze KGB. Zresztą conradowskie "W oczach zachodu" i "Tajny agent" nie wzięły się z niczego.

    Poza tym jestem zupełnym anty-fanem Cherezińskiej, ale jedna jej powieść mi się nawet podoba. To "Turniej cieni" i opowiada losy emigracji i konspiracji po powstaniu listopadowym, kombinacje ochrany, zsyłki a nawet brytyjsko-rosyjskie walki wywiadów w Afganistanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytam tę książkę Cherezińskiej zatem :). Wcale nie jestem pewna, że Mickiewicz pracował dla Ochrany. On rzeczywiście miał dziwne przebłyski jasnowidzenia, co moim zdaniem świadczy o tym, że bywał doskonale poinformowany nie tylko w kwestiach dot. spraw polskich, ale także europejskich. Hieronimowi Bonaparte przepowiedział np. wiele miesięcy wcześniej rewolucję lutową 48 i jej konsekwencje, do Wloch też się udał jakby spodziewając się wojny z Austrią. I zawsze w odpowiedniej chwili potrafił się wycofać, z wyjątkiem tego Konstantynopola ;)

      Usuń