środa, 31 grudnia 2014

O Newtonie, jabłku, wężu i księgach

John Vanderbank, Izaak Newton, 1725


Opowieść o jabłku, które spadło z drzewa i natchnęło Izaaka Newtona "w temacie" grawitacji, zawsze wydawała mi się żartem. Sądziłam, że było tak. Pewnego dnia albo wieczoru, podczas towarzyskiego spotkania jakieś ambitne dziewczę zatrzepotało rzęsami tak, że od tego ruchu powietrza zaróżowiły mu się policzki,  a Izaakowi podskoczyły pukle włosów w nobliwej peruce. Potem kokieteryjnie zapytało, czy to bardzo trudno zobaczyć taką grawitację. W odpowiedzi Newton opowiedział dowcipnie historyjkę, jak to siedział pod jabłonką, kiedy właśnie spadło z niej jabłko. Opowiadając wpatrywał się w dziewczę niebiesko-zielonymi oczyma tak uporczywie, że zachodziła obawa, przedwcześnie odkryje promienie rentgena, usg albo i coś jeszcze bardziej nowoczesnego. Wypowiedź z największą atencją i pełną powagą odnotował w swym pamiętniku, może w liście jakiś bardzo ważny angielski nudziarz i arystokrata i z tego powodu znają ją dzisiaj wszyscy uczniowie na świecie.

Rzeczywistość okazała się tylko nieco mniej bajkowa. 
Otóż 15 kwietnia 1726 roku Izaak Newton po późnym obiedzie, który zjadł w towarzystwie Williama Stukeley, pisarza i antykwariusza, udał się na herbatkę do ogrodu i tu miał dokonać wiekopomnego zwierzenia. W "Memoirs of Sir Isaac Newton’s Life" Stukeley napisał: 

"Po obiedzie było ciepło, udaliśmy się do ogrodu, piliśmy herbatę w cieniu jabłoni. Tylko on i ja.* W trakcie rozmowy powiedział mi, że wieczór przypomina mu ten, kiedy przyszło mu do głowy pojęcie grawitacji. Dlaczego jabłko spada zawsze prostopadle do ziemi - rozmyślał siedząc pod jabłonią i kontemplując upadek owocu. Dlaczego nie leci w bok, albo a górę, a zawsze spada na ziemię? Zaprawdę powodem musi być siła, która je przyciąga. Musi istnieć siła, która przyciąga materię, a jej centrum powinno znajdować się w środku Ziemi i nie w żadnym innym miejscu. Dlatego właśnie każde spadające jabłko kieruje się prosto do owego centrum. Siła ta musi działać proporcjonalnie do masy..."

Stukeley spisał swoje wspomnienia 25 lat od wspomnianej rozmowy, w 1751 roku (czyli przeszło pół wieku po tym, kiedy spadło jabłko najbardziej zasłużone dla nauki). Dwa lata później powtórzył te rewelacje bajkopisarz, którego twórczość wywołuje u osoby tak wrażliwej jak ja, silne napięcie nerwowe, drgawki i zjeżenie włosów, czyli Wolter. Nie bez zasług w promowaniu tej legendy jest także angielska mniszka - mistyczka Catharine Burton i popularyzator newtonowskich "Philosophiae naturalis principia mathematica" Robert Greene.

Współcześni biografowie Newtona są pewni, że anegdota z jabłkiem jest albo tworem imaginacji Newtona, chcącego olśnić gościa, a może zakpić sobie z niego, albo Stukeleya, który znalazł sposób, by przez wieki ogrzewać się w blasku sławy geniusza.

O newtonowskim jabłku w przydługim wstępie napisałam, by nieco zgasić napięcie, które u wprawnego obserwatora musiała wywołać ilustracja do postu.

Za prawdziwą sensację uważam bowiem zamieszczony wyżej portret Izaaka Newtona pędzla Johna Vanderbanka. Obraz powstał mniej więcej w tym samym czasie, w którym Newton miał podzielić się ze Stukeleyem opowieścią o spadającym owocu. Z przeciwieństwie do niej jednak przez blisko 300 lat znany był jedynie wybranym członkom owianego wieloma legendami Royal Society.  

"Dobry portret powie nam znacznie więcej niż długi opis." - taką sentencję znalazłam w książce poświęconej ikonografii Izaaka Newtona. A powyższy obraz mówi o uczonym znacznie więcej niż wydane przed laty biografie (notabene nie jest ich zbyt wiele).

Pytanie na rozgrzewkę.
Czy patrząc na powyższy obraz będziecie zdziwieni, jeśli ktoś powie Wam, że Newton był leworęczny?

John Vanderbank, Izaak Newton, detal

Nie zdziwi Was pewnie także informacja, że uczony poświęcił na badanie Biblii znacznie więcej czasu niż na naukowe eksperymenty. Pismo Święte studiował zaś tak dokładnie i wnikliwie, że w tłumaczeniu tzw. Biblii Króla Jakuba znalazł dwa fragmenty, powiedzmy, niezbyt szczęśliwie przełożone. 
Dzieła poświęcone tematyce religijnej udostępnione zostały zwykłym czytelnikom dopiero w XXI wieku.
Kilka lat temu popularnością cieszyła się przepowiednia Newtona, który na podstawie analizy "Księgi Daniela" koniec świata miał przewidzieć na rok 2060. Sprawdziłam ten "news" w udostępnionych papierach uczonego i mam złą wiadomość. Będzie wcześniej i dokładnie nie wiadomo kiedy ;-)
Pismo Newtona z roku 1704,
źródło: Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie,
czerwone zaznaczenie moje
O ile studiowanie "Biblii" jest zupełnie zrozumiałe, bo często praktykowane przez osoby wybitne i geniuszy,  o tyle praktyki alchemiczne współcześnie są cokolwiek szokujące u bądź co bądź poważnych uczonych. W XVII i XVIII stuleciu dociekliwi badacze o alchemicznych inklinacjach stanowili ponoć większość (ciekawe zatem czemu Newton wstrzymywał się z ogłoszeniem wyników swych prac). O czym innym, jak nie o zamiłowaniu do alchemii świadczy niedyskretne umieszczenie Uroborosa w prawym górnym rogu obrazu.


John Vanderbank, Izaak Newton, detal


Alchemiczny symbol za plecami genialnego fizyka siedzącego w szmaragdowym fotelu i odzianego w nieskazitelnie białą koszulę oraz ówczesny laboratoryjny fartuch nie zostawia złudzeń, że uczony czerpał z alchemicznych tradycji pełnymi garściami. Ogólnie dostępne pisma Newtona poświęcone jego alchemicznym doświadczeniom i rozważaniom liczą około milion słów. Można się z nich dowiedzieć, że ukrytych przekazów dopatrywał się nawet tam, gdzie inni widzieli tylko rozrywkę, np. w "Metamorfozach" Owidiusza. Newton był przekonany, że mit o Wenus zdradzającej Wulkana z Marsem jest opisem transmutacji i przeprowadził w oparciu o poetycki opis szereg eksperymentów, których wynikiem były stopy metali. Wyniki skrzętnie notował.

Moim zdaniem najbardziej intrygującym elementem obrazu Johna Vanderbanka są oczy Izaaka. Na co patrzy i co widzi geniusz? Co odwróciło jego uwagę od rozłożonej Księgi. Niestety zdjęcie udostępnione przez Royal Society ma zbyt małą rozdzielczość, by można było zobaczyć, co się w nich odbija poza światłem. Coś mi mówi jednak, że nie jest to owocująca jabłoń za oknem.


* w oryginale "After dinner, the weather being warm, we went into the garden & drank thea under the shade of some apple tree; only he & myself," - nikt mi nie powie, że to "only he & myself" nie jest jakieś sentymentalno-egzaltowane. Poza tym, czyżby w Anglii jabłonie owocowały w kwietniu, że przywołały wspomnienie spadającego jabłka.


Żródła:
Milo Keynes, The Iconography of Sir Isaac Newton to 1800,
Amanda Gefner, "Newton's apple: The real story", New Scientist, 2010
RoyalSociety.org, hasło Newton
Jed Buchwald, Complicated man, pbs.org
"Newton's dark secrets" youtube.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz