🤓
Przy powyższym fragmencie umierałam ze śmiechu. James wyłaniał się z morskich głębin niczym Wenus rodząca się z morskiej piany, gdzieś u wybrzeży Cypru, albo co najmniej jakaś wodna nimfa zachęcająco pluskająca się w wodzie.
Dla odmiany, pół nagą piękność na galopującym białym koniu odbierałam jako parodię rycerza wybawiciela, podążającego z pomocą dziewicy zagrożonej utratą cnoty, a może i życia (w tym momencie dla zabawy trzymającą chwilowo z czarnym charakterem).
Sam James Bond - który zamiast ratować piękne kobiety przed różnymi gwałtownikami i bandziorami, najpierw je bałamucił, potem wpędzał w tarapaty, a gdy nieoczekiwanie z męską pomocą schodziły w tego świata, żegnał umiarkowanie zasmucony - wydawał mi przewrotnie i nieco makabrycznie, ale jednak elegancko zabawny.
Tak było do czasu, kiedy na Onecie przeczytałam artykuł, że scena z wychodzącym z morza Bondem, nakręcona została przypadkowo😞. W scenariuszu James miał mieć ponad linią wody tylko głowę i przyglądać się kobiecie na białym koniu. Scena miała być śmiertelnie poważna, żadne tam "chichy-śmichy".
I teraz jestem w kropce, wstrząśnięta i zmieszana 😯
Jak Venus lub jak... Fitzwilliam Darcy (patrz filmowy wywiad prowadzony przez Bridget Jones z aktorem C. Firthem.)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Bridget. Mam koleżankę, która bardzo ją przypomina wyglądem i zachowaniem. Niestety dotychczas nie spotkała swojego Darcy'ego.
OdpowiedzUsuń