Ilustracja Daniela de la Tour do "Arki czasu" M. Szczygielskiego |
Jedną z korzyści posiadania dzieci jest tzw. bycie ma czasie w kwestiach dotyczących lektur szkolnych. Jakiś czas temu mój młodszy syn zakomunikował mi, że powinniśmy nabyć książkę Marcina Szczygielskiego "Arka czasu, czyli wielka ucieczka Rafała od kiedyś przez wtedy do teraz i wstecz" celem przeczytania i następnie gruntownej analizy. Mam zwyczaj czytania książek, nieznanych mi wcześniej, po które sięgają moje pociechy. Do lektury "Arki czasu" zachęcały zamieszczone na okładce fragmenty recenzji i piktogramy licznych nagród, zdobytych przez autora.
Książka Szczygielskiego jest opowieścią o losach dobrego, inteligentnego i bardzo dzielnego żydowskiego chłopca, któremu udało się opuścić warszawskie getto przed jego likwidacją i przeżyć wojnę. Autor szarżuje pobudzając uczucia młodych czytelników w sposób, którego nie powstydziliby się scenarzyści najbardziej łzawych telenoweli i śmiało odwołuje się do tego, co w młodych sercach najszlachetniejsze. Byłoby dobrze, gdyby książka była sprzedawana w pakiecie z solidnym opakowaniem chusteczek. Co do wymagań intelektualnych, to w zasadzie nie stawia młodym czytelnikom żadnych. Warta jest jednak przeczytania ze względu na trzy kwestie.
1. Główny bohater, ośmioletni Rafał Grzywiński wychowywany jest przez dziadka, byłego filharmonika, właściciela skrzypiec wartych fortunę. Rodzice chłopca "wyjechali do Afryki", by tam się urządzić.
Nic więcej o nich nie dowiemy się z książki. Moim zdaniem jednak, Marcin Szczygielski wykazał się wyjątkową odwagą, sygnalizując temat, którego, jak sądzę, nikt dotąd w naszej literaturze nie podjął (po co młodzi polscy obywatele udali się do "Afryki" i dlaczego rozsądniej z ich strony było zostawić dziecko w faszyzującej Europie niż zabrać ze sobą). Brawo!
2. Na drugim planie w powieści pojawiają się postaci, które starszy i nieco zainteresowany tematem czytelnik łatwo zidentyfikuje. Kontekst, w jakim autor umieszcza je na kartach książki jest przy uważnej lekturze bardzo wieloznaczny, nieoczywisty i daleki od łzawej cukierkowatości. Szacun za odwagę, choć być może niezamierzoną.
I wreszcie trzeci atut dotyczący konstrukcji fabuły.
Ulubioną lekturą Rafała Grzywińskiego jest XIX-wieczna powieść "Wehikuł czasu" Herberta Wellsa. Chłopiec wypożycza ją najpierw z biblioteki, a potem dostaje od kobiety pomagającej mu w ucieczce z getta. Niemców okupujących Warszawę nazywa Morlokami. Ukrywając się na terenie zoo odkrywa schowany wśród zarośli wehikuł czasu i przenosi się dzięki niemu siedemdziesiąt lat w przyszłość.
Ci, którzy czytali "Wehikuł czasu" bez trudu zauważą, że perypetie Rafała z pojazdem idealnie niemal dopełniają powieść Wellsa. Jest taki moment w powieści, kiedy Podróżnik dociera do krainy Elojów i nieco beztrosko zostawia swój pojazd wśród zieleni, a potem zniecierpliwiony próbuje go odnaleźć. W powieści Szczygielskiego w tym właśnie czasie chłopiec mógłby pożyczyć maszynę, by odbyć swoją podróż w przyszłość. Sceneria w obu przypadkach jest zadziwiająco podobna. Pomysł autora uważam za doskonały, choć uczciwie muszę zauważyć, że analogia pomiędzy Niemcami/ nazistami a Morlokami nie jest zbyt przekonująca.
Przypomnijmy, Morlokowie są hominidami żyjącymi pod ziemią. Tysiące lat ciężkiej pracy w wyjątkowo niesprzyjających warunkach sprawiły, że stwory zdegenerowały się fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie. Odrażający bezwłosi albinosi ze wzrokiem przystosowanym do życia w ciemności, wydają się pozbawieni empatii i jakichkolwiek ludzkich uczuć. Za dnia mechanicznie oddają się pracy, nocami wychodzą ze swoich jaskiń i polują na bezbronnych Elojów. Wciągają ich do swoich kryjówek, rozrywają na strzępy i zjadają upajając się zapachem świeżej krwi.
Żyjący w czasie wojny Polacy i Żydzi, opisani przez Szczygielskiego, w niczym nie przypominają ofiar Morloków. W powieści Wellsa Elojowie opisani są jako istoty pełne wdzięku, ale skarlałe fizycznie, infantylne emocjonalnie, a intelektualnie niedorozwinięte, pozbawione naturalnej ciekawości świata i najprostszych umiejętności pozwalających na samodzielne życie. Prowadzący narrację Podróżnik opisuje ich jako lud o drobnych wątłych ciałach, porcelanowej cerze, zachowujący się z dziecinną swobodą, wegetarian odżywiających się tylko owocami. Elojowie zamieszkiwali w budynkach przypominających bloki, co narratora skłoniło do domysłu, że żyją w komunizmie. Wśród Elojów nie było starców, kalek, ani chorych.
"Nagle postrzegłem, że wszyscy mają jednakowy krój szat, takie same słodkie twarze bez zarostu, taką samą dziewczęcą krągłość nóg. (...) Odmienności w ubiorze, różnic w budowie i zachowaniu się, które dziś wyodrębniają jedną płeć od drugiej, ów lud przyszłości nie znał wcale; dzieci zaś, w moich oczach, były tylko miniaturowym odbiciem rodziców. Doszedłem do wniosku, że młode pokolenie przyszłości odznacza się przedwczesnym rozwojem, przynajmniej pod względem fizycznym, a późniejsze spostrzeżenia utwierdziły mnie w tym przekonaniu. (...) Widząc dobrobyt i bezpieczeństwo, w którym żył ten lud, zrozumiałem, że podobieństwo płci będzie ostatecznie tym, czego należy oczekiwać, bowiem siła mężczyzny i miękkość kobiety, instytucja rodziny i różnica zawodów są tylko konieczną potrzebą wojowniczego wieku siły fizycznej. Gdy przyrost ludności jest wyrównany i liczebnie obfity, wysoka liczba urodzeń staje się raczej klęską niż błogosławieństwem państwa. Kiedy klęski są rzadkością, a potomstwo żyje bezpiecznie, mniej potrzebna, a nawet zupełnie niepotrzebna staje się liczna rodzina. Znika też wśród obojga płci podział funkcji w związku z wychowaniem dzieci. Początki tego widzimy już nawet w naszych czasach, a w owych przyszłych wiekach taki stan rzeczy zupełnie się już ustali. Tak wówczas, powiadam wam, myślałem sobie. Później dopiero przekonałem się, jak dalece mijało się to z rzeczywistością." - opisywał Podróżnik.
Elojowie nie pracowali, nie zajmowali się niczym pożytecznym. Całe dnie oddawali się zabawie, a nocami gnębił ich strach przed porwaniem przez Morloków. Podróżnik sądził początkowo, że Morlokowie są zmuszani przez ten lud do wykonywania ciężkiej pracy, koniecznej do utrzymania wysokiego standardu życia zamieszkujących powierzchnię ziemi, a porywając Elojów pod osłoną nocy wyrażają swój bunt przeciw takiemu traktowaniu. Potem przekonał się, że było zgoła inaczej. Morlokowie hodowali Elojów jak bydło (porównanie z książki). Dbali o nich, by w wybranym przez siebie momencie, zaspokoić ich ciałem swe prymitywne instynkty.
Sytuacja opisana w "Wehikule czasu" ma się nijak do sytuacji w okupowanej przez Niemców Warszawie. Oczywiście można dywagować, dlaczego Marcin Szczygielski mając do wyboru wiele literackich odwołań do podróży w czasie, zdecydował się wprowadzić (!) do "Arki czasu" elementy i niewielkie sekwencje zdarzeń wzorowane na powieści Wellsa. Można odnieść wrażenie, że posłużył się podstępem, by kosztem pewnej wiarygodności skłonić młodych czytelników do lektury książki sprzed lat.
Ciekawa jestem, ilu z nich skorzysta z tej rekomendacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz