Szczególnie lubię 6 grudnia, odkąd mam dzieciaki i mogę obserwować z jaką nadzieją i niepokojem wyczekują przyjścia św. Mikołaja. Na ileż pytań i wątpliwości muszę znaleźć odpowiedź dzień wcześniej: czy Mikołaj wszystko widzi, czy widział też ostatnią psotę, jak on wchodzi do domu, kto dostaje rózgę, skąd Mikołaj wie, co dziecko chciałoby dostać, czy można zobaczyć prawdziwego św. Mikołaja, dlaczego dziecko, które nie pójdzie grzecznie spać, nie dostanie prezentu. Wczoraj usłyszałam pytanie zdumiewające: dlaczego ten święty biskup z Miry został mikołajem? Moje ulubione to oczywiście: mamo, czy ja byłem grzeczny w tym roku? - zadane tuż przed zaśnięciem. Oczywiście oficjalnie moje szczęścia nie wierzą w żadnego świętego Mikołaja, gdzieś w duszy kołacze im się jednak nadzieja, że jest święty, który w grudniu spełnia ich marzenia. Momentu o poranku, gdy na wpół senne znajdują prezent, przecierają oczy, a potem nagle podskakują i wrzeszczą, ile sił w płucach: "Mikołaj był! Mikołaj był!" nie da się opisać.
Jan Steen miał ośmioro dzieci i jestem przekonana, że mierzył się z wyzwaniem podobnym do mojego, choć zwielokrotnionym liczbą pociech. Świadczy o tym obraz "Dzień św. Mikołaja", na którym artysta przedstawił ponoć swoją rodzinę w dniu niezwykłego świętego. Ileż radości, zamieszania, ciekawości, rozczarowania, miłości, wrażliwości i ciepła jest w tym dziele.
Urocza jest kilkuletnia dziewczynka, starannie ubrana, mocno ściska w dłoni figurkę świętego, przez rękę przewieszone ma wiaderko wypełnione po brzegi słodyczami i zabawkami. Musiała być bardzo grzeczna, skoro Mikołaj obdarował ją tak łaskawie. Teraz jest ucieleśnieniem radości. Widać, że najchętniej zajęłaby się prezentami i zwleka z podejściem do matki, która wyciąga do niej zachęcająco ręce.
Nie wszystkie dzieci miały tyle szczęścia. Nieco starszy chłopiec ociera łzy, które kapią mu z oczu. Pewnie nie był grzeczny. Starsza siostra pokazuje jego pusty but (Mikołaj zostawia holenderskim dzieciom prezenty w butach i pończochach) i patrzy na niego wymownie, ironicznie się uśmiecha. Młodszy brat nie kryje swojej satysfakcji z takiej sytuacji. Błysk w oku, łobuzerska mina zdają się mówić "dobrze ci tak". Słodka chwila zemsty. Malec oskarżycielsko wskazuje palcem na nieszczęśliwca i spogląda na matkę, czy ta widziała, kogo Mikołaj ukarał. Jedyna nadzieja w babci, która wchodzi właśnie do komnaty z lekkim uśmiechem na ustach. Chłopiec może otrzymać prezent, ale po pewnymi warunkami.
Trójka innych dzieci przygląda się badawczo kominowi. To tędy święty dostał się do domu i zostawił prezenty. Najstarszy brat objaśnia młodsze dzieci, a te z powagą i otwartymi buziami słuchają tych wywodów. Całej sytuacji z dobrotliwym uśmiechem przygląda się dziadek.
W pokoju panuje nieład, jak to u Steena. Na podłodze leży porzucony pantofel, poduszka, orzechy i koszyk z wypiekami. Kto by tam się przejmował drobiazgami w takim dniu.
Jan Steen, Dzień św. Mikołaja, 1665 |
Jan Steen miał ośmioro dzieci i jestem przekonana, że mierzył się z wyzwaniem podobnym do mojego, choć zwielokrotnionym liczbą pociech. Świadczy o tym obraz "Dzień św. Mikołaja", na którym artysta przedstawił ponoć swoją rodzinę w dniu niezwykłego świętego. Ileż radości, zamieszania, ciekawości, rozczarowania, miłości, wrażliwości i ciepła jest w tym dziele.
Urocza jest kilkuletnia dziewczynka, starannie ubrana, mocno ściska w dłoni figurkę świętego, przez rękę przewieszone ma wiaderko wypełnione po brzegi słodyczami i zabawkami. Musiała być bardzo grzeczna, skoro Mikołaj obdarował ją tak łaskawie. Teraz jest ucieleśnieniem radości. Widać, że najchętniej zajęłaby się prezentami i zwleka z podejściem do matki, która wyciąga do niej zachęcająco ręce.
Nie wszystkie dzieci miały tyle szczęścia. Nieco starszy chłopiec ociera łzy, które kapią mu z oczu. Pewnie nie był grzeczny. Starsza siostra pokazuje jego pusty but (Mikołaj zostawia holenderskim dzieciom prezenty w butach i pończochach) i patrzy na niego wymownie, ironicznie się uśmiecha. Młodszy brat nie kryje swojej satysfakcji z takiej sytuacji. Błysk w oku, łobuzerska mina zdają się mówić "dobrze ci tak". Słodka chwila zemsty. Malec oskarżycielsko wskazuje palcem na nieszczęśliwca i spogląda na matkę, czy ta widziała, kogo Mikołaj ukarał. Jedyna nadzieja w babci, która wchodzi właśnie do komnaty z lekkim uśmiechem na ustach. Chłopiec może otrzymać prezent, ale po pewnymi warunkami.
Trójka innych dzieci przygląda się badawczo kominowi. To tędy święty dostał się do domu i zostawił prezenty. Najstarszy brat objaśnia młodsze dzieci, a te z powagą i otwartymi buziami słuchają tych wywodów. Całej sytuacji z dobrotliwym uśmiechem przygląda się dziadek.
W pokoju panuje nieład, jak to u Steena. Na podłodze leży porzucony pantofel, poduszka, orzechy i koszyk z wypiekami. Kto by tam się przejmował drobiazgami w takim dniu.
Jan Steen, Dzień św. Mikołaja |
Znany jest też drugi obraz Jana Steena o tej samej tematyce. Tym razem dzieci jest troje. Mała dziewczynka tak przejęta jest sytuacją, że obawia się się podejść do matki, mimo że zachęca ją tego młoda kobieta. Najchętniej uciekłaby gdzieś, by w spokoju obejrzeć prezenty i pobawić się nimi. Nieco większy chłopiec z radością pokazuje piłeczkę i wymachuje kijem do golfa, a najstarszy zastanawia się, dlaczego jego but pozostał pusty. Na ratunek przychodzi mu babcia, która trzyma w ręku monetę dla nieszczęśnika. Jeśli obieca poprawę, pewnie ją otrzyma. Całości z rozczuleniem przygląda się dojrzały mężczyzna.
Patrząc na takie obrazy niezmiennie dochodzę do wniosku, że co prawda zmienia się sceneria, ubrania, gadżety, ale ludzie, emocje i wartości przez wieki pozostają niezmienne. Dzieci są najważniejsze! Dzień świętego Mikołaja obchodzony jest dla nich! Mam intuicję, że Jan Steen zgodziłby się ze mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz