poniedziałek, 17 marca 2014

Poezja, oręż dyplomacji

Wczoraj, chwilę po ogłoszeniu wstępnych wyników referendum na Krymie, na fejsbukowym profilu MSZ Rosji opublikowany został wiersz Konstantina Simonowa.


Czekaj mnie, a wrócę zdrów,
Tylko czekaj mnie, 
Gdy przekwitną kiście bzów, 
Gdy naprószy śnieg. 
Czekaj, gdy kominek zgasł, 
Żar w popiele znikł. 
Czekaj, gdy nikogo z nas 
Już nie czeka nikt, 
Czekaj, gdy po przejściu burz 
Nie nadchodzi wieść, 
Czekaj, gdy czekania już 
Niepodobna znieść. 


Czekaj mnie, a wrócę zdrów, 
I nie pytaj gwiazd, 
I nie słuchaj trzeźwych słów, 
Że zapomnieć czas. 
Niech opłacze matka, syn, 
Gdy zaginie słuch, 
Gorzkie wino w domu mym 
Niech rozleje druh. 
Za mój cichy, wieczny sen 
kielich pójdzie w krąg. 
Czekaj – i po kielich ten 
Nie wyciągaj rąk. 

Konstantin Simonow, 1942

Czekaj mnie, a wrócę zdrów, 
Śmierci mej na złość. 
Ten zaklaszcze, tamten znów 
Krzyknie: „Co za gość!”. 
Jak doprawdy pojąć im, 
Że we krwawej mgle 
Ty czekaniem cichym swym 
Ocaliłaś mnie. 
Ot i sekret, ot i znak, 
Co w sekrecie tkwi, 
Że umiałaś czekać tak, 
Jak nie czekał nikt. 


(doskonałe tłumaczenie Adama Ważyka)

Jeden z najpiękniejszych i najbardziej znanych rosyjskich utworów powstał w 1941 roku, podczas tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej. Simonow początkowo chciał, by wiersz zachował prywatny charakter, deklamował go jednak kolegom, a ci poruszeni notowali tekst i udostępniali innym. Przywołanie, w kontekście referendum, utworu  tak silnie osadzonego w rosyjskiej kulturze, uczynienie z niego niezwykle sugestywnej alegorii, uważam za genialny, argument wizerunkowy (na miarę "Pocałunku" Francesco Hayeza, o którym kiedyś napiszę). Nie sposób go odeprzeć, bo angażuje emocje nie rozum odbiorcy.

Chętnie przywołałabym w tym miejscu jakieś podobne działanie strony ukraińskiej dla równowagi. Niestety, pijarowcy pracujący dla Ukrainy uparcie ignorują kulturę tego kraju i wolą po amerykańsku odwoływać się do ponętnych walorów rezolutnych dziewcząt z parciem na szkło, co pewnie może się podobać pryszczatej gimbazie i plaj-bojom u progu drugiej i trzeciej młodości, ale nie mnie.

Dla równowagi będzie więc biograficzny i niezupełnie romantyczny  kontekst powstania wiersza.

Konstantin Simonow napisał utwór latem 1941 roku na froncie, chroniąc się w okopach przed gradem nieprzyjacielskich kul, napisał go z myślą o Walentinie Sierowej, gwieździe radzieckiego kina. Od roku poeta kochał się z niej na zabój, a na front miał wyruszyć ze zdjęciem ukochanej na piersi.

Walentina Sierowa

Walentina, wówczas wdowa z synem po bohaterze wojny w Hiszpanii, lotniku Anatoliju Sierowie, nie była przychylna literatowi. Simonow nie był jeszcze znany, brakowało mu towarzyskiej ogłady, a jego sytuacja osobista była, delikatnie mówiąc, skomplikowana. Simonow miał żonę (a nawet dwie) i syna. Rodziną jednak zupełnie się nie zajmował, a jej potrzeby nie zaprzątały mu głowy. Wiersz "Czekaj mnie..." odmienił los. W krótkim czasie poeta stał się sławny, bogaty i wpływowy. Jego utwór był na ustach wszystkich. Gdy w 1942 nakręcono film zainspirowany wierszem, główną rolę zagrała w nim Walentina Sierowa.

Kadr z filmu "Czekaj mnie" z W. Sierową

Rok później była już trzecią żoną ulubionego pisarza radzieckich generałów.

Myli się jednak ten, kto sądzi, że małżeństwo było szczęśliwe. Konstantin zdradzał Walentinę wielokrotnie, przede wszystkimi z paniami z mundurach, którym nie potrafił się oprzeć. Ona nie pozostawała mu dłużna. Do historii przeszła następująca anegdota dotycząca pary.

Walentina Sierowa i Konstantin Simonow, 1942

Generał Konstanty Rokossowski bardziej niż dzieła Simonowa cenił twórczość Marii Konopnickiej, a ponadto uchodził za bardzo przystojnego mężczyznę. Kiedy jego wojska stały chwilowo w obwodzie, a on sam miał kwaterę daleko z tyłu frontu w jakimś dworku, zaprosił do siebie Walentinę Sierową, z którą romansował jeszcze zanim ta została żoną Simonowa. Pobyt Walentiny u Rokossowskiego przedłużał się. Simonow tracił powoli cierpliwość i wreszcie poskarżył się Stalinowi (na marginesie, syn dyktatora także był kochankiem aktorki). Na najbliższej odprawie omawiając sytuację na frontach, Stalin niespodziewanie zwrócił się do Rokossowskiego:
- Towarzyszu Rokossowski, Walentina Sierowa to czyją jest żoną?
- Konstantego Simonowa - odpowiedział Rokossowski.
- Ja też tak sądzę - rzekł Stalin.
Rokossowski po powrocie z odprawy natychmiast odesłał Walentinę samolotem do męża.


Czy alegoryczna kochanka okaże się wierniejsza od swojego pierwowzoru?

Więcej na temat Simonowa znajdziesz w  książce Orlando Figesa "Szepty – życie w stalinowskiej Rosji” 

2 komentarze:

  1. Świetny wiersz, genialna anegdota i wszystko tak rosyjskie, że aż w do oczu nacieka. Rosjanie wydają się mieć doskonałą intuicje wizerunkową a do tego w odróżnieniu do swoich ukraińskich sąsiadów nie mają drewnianej wrażliwości (chociaż znając życie bardzo "coś" uprościłem). Jestem poetycki gamoń, ale wiersz szarpie w beret i dziękuje za jego publikacje ponieważ gdyby nie Ty, był by mi oszczędzony a nie warto się aż tak oszczędzać.

    serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest coś fascynującego w tej rosyjskiej mieszance brutalności i poetyckiej wrażliwości. Gdy pół świata grzmi z oburzenia i ciska gromy, Rosja czule deklamuje miłosny wiersz… Romantyzm absolutny, choć pewnie dobrze przemyślany.
    Działania ukraińskie za to są „plastikowe”, jakby nie mieli kultury, korzeni, narodowego charakteru, tylko unijny samouczek PR. Żal, bo przecież wiadomo, że mają argumenty.

    OdpowiedzUsuń