piątek, 12 grudnia 2014

W potwornym uścisku


Cornelis van Haarlem, Smok pożera towarzyszy Kadmusa, 1588



Czy ktoś rozsądny jest w stanie wyjaśnić, dlaczego dwaj mężczyźni, widoczni na pierwszym planie w pełnej krasie (choć jeden w dwóch częściach), zrzucili szatki?



Tytuł obrazu odwołuje się spopularyzowanego w "Metamorfozach" Owidiusza mitu o Kadmusie. Otóż heros chcąc złożyć Jowiszowi ofiarę z cudownie przybłąkanej krowy, która okazała się wielce pomocna jako przewodniczka, wysłał dwóch swych towarzyszy po wodę. Mężczyźni ruszyli zabierając ze sobą wiaderko. Odnaleźli źródło, nabrali w wiadro wody i wtedy zza drzew wyleciał ogromny smok, potwór z żarem w oku. W jednego sługę wbił swe jadowite zębiska, a drugiego udusił ogonem. Tyle Owidiusz.

Przypatrzmy się obrazowi. Widzicie gdzieś wodę? A jakiś pojemnik na wodę?
Właśnie. Na obrazie mężczyźni wyraźnie zboczyli z właściwej drogi. Boccaccio powiedziałby pewnie, że "zachciało im się po suchym lądzie brodzić."




Cornelis van Haarlem, Smok pożera towarzyszy Kadmusa, 1588, detal


Smoczysko z ogniem w oku rzuciło się na nagie dziwnie ułożone ciała malowniczo wbijając pazury w mężczyznę ułożonego na boczku. Wcześniej musiał on stracić głowę (porzucona część z przymkniętymi oczyma i rozchylonymi ustami straszy między plecami, a ... piętą).


Cornelis van Haarlem, Smok pożera towarzyszy Kadmusa, 1588, detal


Drugi mężczyzna przywalony ciałem towarzysza prawą ręką wspiera się na ziemi, a lewą (!) usiłuje odepchnąć, potwora.  Niewykluczone wszakże, że go jednak ... przytula i stąd ta pozorna leworęczność.

Zwierz  przytrzymuje głowę mężczyzny, bardziej czule  niż mocno, ogromny ogonem, a w jego twarz wbija ogromne zębiska, choć może składa właśnie smoczy pocałunek. Może nieco zbyt brutalnie.


C. van Haarlem, Smok pożera towarzyszy Kadmusa,
1588, detal


W tle rozgrywa się ciąg dalszy Owidiuszowej opowieści. Kadmus nie mogąc się doczekać powrotu sług, sam ruszył do źródła. Na drodze spotkał smoka wysysającego krew z towarzyszy. Nie idzie jednak w ich ślady i nie zrzuca lwiej skóry. Na potwora (jakby ciut mniejszego) rusza z kopią.
Ta mordercza walka powinna zakończyć się sukcesem i wybiciem zębisk gadzinie. U Owidiusza tak się zakończyła.


Cornelis van Haarlem, Smok pożera towarzyszy Kadmusa, 1588, detal

U Cornelisa mogłaby się zakończyć zgoła inaczej, bo malarz literackim pierwowzorem ledwie się zainspirował. Musiał uznać go za zbyt oczywisty na szokujące barokowe gusta.

3 komentarze:

  1. Chociaż smok się najadł ;) Fantastycznie ukazana ta porzucona część

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również się spodobała. Makabrycznie piękna.

      Usuń
  2. Do Ł.J.
    Bardzo dziękuję za komentarz i ciekawą interpretację.

    "To ja dodam coś od siebie. Moim zdaniem - nagość została tutaj ukazana jako próba zmylenia, pokazania pseudo-czystości (bo ktoś, co niema nic do zarzucenia, jest jakby nagi, ale na tym obrazie prawdziwa, szczera postać już szaty ma). Kontrast: prawda w szacie, nie musząca udowadniać i obłuda, która usilnie próbuje narzucić swoje niby-racje. Smok wygląda, jakby mu wysysał duszę za to niedopilnowanie lewej ręki i w efekcie grzech. Co do nawiązania do wody - dla mnie całość obrazu wygląda jak wodny wir, a centrum wciąga tam, gdzie jest prawda, czyli ostatni ukazany przez Ciebie kadr. Wydaje mi się, że to jest po prostu metaforyczniej skonstruowane, niż się wydaje :)."

    Przeczytałam Pani blog i przejrzałam profil na FB. Kilka spraw mnie zaniepokoiło, dlatego nie opublikuję w całości komentarza, który Pani napisała. Obawiam się, że zgubiła się Pani "w głębi ciemnego lasu" ;-) . Z pewną taką nieśmiałością polecam poczytać Boccaccia zamiast Dantego i Fredrę zamiast Słowackiego.

    Szczęścia i bezinteresownej radości w nowym roku życzę!

    OdpowiedzUsuń