Panorama Racławicka, Lirnik |
Popiół, w którym zaledwie iskra prawdy tleje;
Hieroglif, mchem zarosłe zdobiący kamienie;
Napis, którym spowite usnęło znaczenie;
Odgłos sławy, wiejący przez lat oceany,
Odbity o wypadki, o kłamstwa złamany,
Godzien śmiechu uczonych; lecz nim się zaśmieje,
Niechaj powie uczony, czym są wszystkie dzieje?
A. Mickiewicz, Popas w upicie, fragment
W Internecie pojawiły się piosenki o Andrzeju Dudzie. Właściwie mnie to nie dziwi, gdyż polityk zachowuje się tak, że lud nie ma innego wyjścia i musi go pokochać. Prezydent elekt sprawia wrażenie człowieka dobrego i odpowiedzialnego, skromnego, pobożnego i serdecznego wobec zwykłych ludzi a powściągliwego wobec elity, pochodzi z Krakowa, ma związki rodzinne z góralami (hej!). Tuż po wyborze, który symbolicznie wypadł w dniu Zesłania Ducha Świętego, odwiedził m.in. Jasną Górę, Wawel, a kilka dni potem Klasztor w Tyńcu. Na dodatek prezentuje się jak James Bond w idealnie skrojonym garniturze. Sama jako wyborca czuję się uwiedziona absolutnie, zwłaszcza porannym serwowaniem kawy przy metrze i wycieczką do Tyńca, ale przyjmuję do wiadomości, że istnieją Polacy bardziej odporni na polityczne czarowanie.
Powstałe ad hoc utwory o nowym prezydencie są typowym przykładem twórczości amatorskiej, ludowej, naiwnej, ale też powstającej z potrzeby serca, szczerej i pełnej wdzięku. Ujęły mnie, bo widzę w nich dążenie do piękna i poezji podejmowane przez zwykłych, pełnych nadziei ludzi, którzy jak się wydaje, wiodą życie zgoła niepoetyczne. Ponadto znajduje w nich żywy dowód na to, że te wszystkie opowieści o pieśniach krążących wśród ludu, o dziewczętach wspominających w modlitwie bohaterów i czekających na narodowych wybawców, to nie jest wymysł egzaltowanych pamiętnikarzy. Takie rzeczy rzeczywiście mogły mieć miejsce kiedyś, skoro dzieją się i teraz.
Dlatego zatrzęsło mną z oburzenia, kiedy na społecznościowych portalach natknęłam się na wpisy szydzące z tych piosenek i ich twórców. Grupa przemądrzałych starców o śmiesznych nazwiskach, wielbiących na co dzień tabele w excelu i "świat w proszku", prześcigała się w wymienianiu obrzydliwych, fizjologicznych niekiedy określeń wobec prostolinijnych wykonawców wspomnianych piosenek i prezydenta. Sytuacja klasyczna niemal, z jednej strony "czucie i wiara" z drugiej "duby smalone i mędrca szkiełko i oko".
Ludziom "zamroczonym wiekiem" i niesięgającym "tępymi oczyma" poza horyzont należy jednak wybaczyć. Sprawa ma się zupełnie inaczej w przypadku poetów. Otóż wspomnianym wyżej kapłanom "martwych prawd" i cudownie objaśniających świat tabelek wtórowała w innym miejscu drwiąca grupa literatów. Wśród nich bez trudu wskazać można epigonów tuwimowego poety Pajbosia, tworzących od kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu lat grafomanów, którzy wspomagani stypendiami, grantami i nagrodami (wydartymi gminowi w podatkach), nie byli w stanie wykrzesać jednej oryginalnej myśli. Nie sposób znaleźć w polszczyźnie śladu ich działania. Od lat nie stworzyli żadnej zręcznej frazy, ujmującej metafory, słowa wartego zapamiętania. Rozpieszczani są przez krytykę tylko za to, że zdarza im się wydać coś, co przypomina bolesną symfonię naprzemiennego popierdywania Erato, Euterpe i Kaliope. Impotenci obwiniający naród o swą twórczą niemoc, pretensjonalni i zacietrzewieni, bo nikt nie chce czytać ich dzieł, choć zalegają biblioteczne półki, a w promocjach rozdawane są niemal za darmo. Sfrustrowani z powodu ludowej piosenki, która w tydzień ma więcej wyświetleń niż wszystkie spotkania autorskie pretendujących do rządu dusz.
Przy okazji przypomniałam sobie, że lat temu kilka wpadł mi w ręce krótki utwór prozatorski jednego z dzisiejszych szyderców (niektórzy z grafomanów nie odpuszczą żadnemu z literackich gatunków). Twórca ów zapragnął obudzić rycerzy śpiących od blisko tysiąca lata pod Giewontem. Poległ biedaczysko od ziewnięcia jednego z nich po kilku stronach zaledwie, dając wcześniej pokaz głupawego poczucia humoru i gimnazjalnej erudycji. Nie znacie tego tekstu... Nie szkodzi. Najliczniejsza grupa nielicznych czytelników uważa go za niemożebnie nędzny.
Przy okazji przypomniałam sobie, że lat temu kilka wpadł mi w ręce krótki utwór prozatorski jednego z dzisiejszych szyderców (niektórzy z grafomanów nie odpuszczą żadnemu z literackich gatunków). Twórca ów zapragnął obudzić rycerzy śpiących od blisko tysiąca lata pod Giewontem. Poległ biedaczysko od ziewnięcia jednego z nich po kilku stronach zaledwie, dając wcześniej pokaz głupawego poczucia humoru i gimnazjalnej erudycji. Nie znacie tego tekstu... Nie szkodzi. Najliczniejsza grupa nielicznych czytelników uważa go za niemożebnie nędzny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz