Julian Tuwim był zafascynowany procesami czarownic, magią i sprawkami czarcimi. Z pasją kolekcjonował literaturę na ten temat, a egzemplarze interesujących go ksiąg kupował w antykwariatach w całej Europie. Ponoć księgozbiór, który udało mu się zgromadzić liczył około 1000 woluminów. Efektem tych zainteresowań była wydana w 1923 roku książka zatytułowana "Czary i czarty polskie oraz Wypisy czarnoksięskie i Czarna msza". Był to wybór tekstów źródłowych poprzedzony esejem poety. Zadziwiającym, bo niewiarygodnie sztampowym i poprawnym. Nudy na pudy. Wierzyć się nie chce, że ktoś tak inteligentny i utalentowany jak Tuwim stworzył quasi-oświeceniową ramotę, kiedy miał wszelkie warunki, by w sposobie ujęcia tematu mierzyć się z Mickiewiczem.
Niecodziennym zainteresowaniom poety zawdzięczamy także doskonałe tłumaczenie z francuskiego noweli Jacquesa Cazotte'a "Diabeł zakochany". Napisany w drugiej połowie XVIII wieku utwór jest wart uwagi z wielu powodów. Opowiada historię dwudziestopięcioletniego hiszpańskiego szlachcica Alwara, który powodowany głupotą, naiwnością a nade wszystko pychą, daje się wciągnąć w okultystyczną awanturę. Konstruując świat przedstawiony noweli, Cazotte sięgnął po elementy, które pojawiły się potem także w utworach Mickiewicza, "Balladach" a zwłaszcza w III części "Dziadów", w początkowych scenach, kiedy bohater jest jeszcze Gustawem. Mamy więc motywy oniryczne, walkę o duszę i motyw matki szalenie przypominający ten mickiewiczowski. Punktem zwrotnym akcji jest wymuszona burzą wizyta Alwara w jednym z weneckich kościołów.
Mimo że autor nie podaje nazwy świątyni określając ją terminem "przy klasztorze franciszkanów" z opisu wywnioskować można, że mowa o bazylice Santa Maria Gloriosa dei Frari. Imponujący kościół słynie z wielu zachwycających dzieł sztuki. Cazotte każe jednak zatrzymać się swemu bohaterowi przy grupie rzeźb, które nie istnieją.
"Dwaj aniołowie składają postać kobiecą do czarnego grobu z marmuru. Dwaj inni ją opłakują. Wszystkie figury wykute w białym marmurze i połysk ich, uwydatniony przez kontrast, odbijał słabe światełko lampy, tak iż zdawało się, ze błyszczą same i rozjaśniają wnętrze kaplicy." - czytamy w noweli. Dalej Alwarowi wydaje się, że w wykutych rysach kobiety rozpoznaje twarz matki.
Pewnie można byłoby potraktować wprowadzenie do utworu nieistniejącego dzieła sztuki jako realizację przysługującego autorowi prawa i nie widzieć w tym nic nadzwyczajnego. Najprzyjemniejszą jednak czynnością czytelniczą jest interpretowanie dzieła i nadawanie mu znaczeń. Wpiszmy więc działanie twórcy w kontekst. W bazylice Santa Maria Gloriosa dei Frari znajduje się jeden z najwspanialszych obrazów świata i przedstawia on nie złożenie kobiety do grobu, a Wniebowstąpienie Najświętszej Marii Panny. Obraz wywiera niezatarte wrażenie, czego dowodem są liczne, pełne zachwytu słowa na jego temat w pamiętnikach, esejach, wspomnieniach tak zwykłych szaraków żyjących przed wiekami jak i koronowanych głów i ich wyedukowanych pomagierów.
Nie można wykluczyć zatem, że autor posłużył się wymyślonym dziełem sztuki, by podkreślić, że jego bohater opętywany przez zło, dostrzega świat w sposób wypaczony, odwrócony.
W noweli Cazotte'a nie padają także nazwiska dwóch innych weneckich artystów Tintoretta i Giorgione'a, mimo że tekst wydaje się przesycony parną atmosferą ich dzieł i motywami z nich zaczerpniętymi (nagłe burze z piorunami, umykające postaci jak cienie, kosmaty wielbłąd, psy czy pozorna sielskość wydarzeń na łonie natury). Miejskie sceny są jakby przeniesione z Tintoretta. W tych, które rozgrywają się poza miastem, zauważyć można złowieszczą nutę tajemnicy Giorgione'a. Przypadek? Zapewne (piszę bez ironii).
"Diabeł zakochany" jest nowelą z pozornie tylko domkniętą fabułą. Wydaje się, że autor po raz kolejny w historii literatury potwierdził, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła i pycha kroczy tuż przed upadkiem, a popularne przysłowia traktować należy bynajmniej jak metaforę, ale jak najbardziej dosłownie. Trafiłam na informację, że Cazotte dwukrotnie zmieniał zakończenie tekstu. W pierwszej wersji pisarz pozwolił Alwarowi wymknąć się z objęć zła, w drugiej uczynił zeń niewolnika. Trzecia wersja daje czytelnikowi szanse, by zakończenie dopowiedział sobie sam.
Z ciekawości zerknęłam do CV pisarza. Niektórzy ludzie mają zupełnie nieprawdopodobne biografie. I tak nasz autor kilka lat po napisaniu przestrzegającej przed okultyzmem noweli, w roku 1781 miał zostać członkiem stowarzyszenia (zakonu, czy jaka tam była formuła tej grupy) Illuminatów, tych Illuminatów (!), a krótko po wtajemniczeniu, miał przepowiedzieć wybuch rewolucji francuskiej, egzekucję Ludwika XVI i własną śmierć. Bądźmy choć trochę racjonalni. Równie dobrze można by nazywać prorokiem każdego, kto przepowie, że dwa dodać dwa to cztery.
Z Cazottem sprawa jest jednak wielce zawikłana. Otóż ten illuminat był ponoć przeciwnikiem rewolucji i miał udzielać schronienia tym, którzy tego potrzebowali we Francji ogarniętej szałem wprowadzania wolności, równości i braterstwa po trupach. Zginął zgilotynowany we wrześniu 1792 roku. Umierając miał powiedzieć: "Umieram jak żyłem, wierny Bogu i królowi".
Chciałam się usprawiedliwić przed tymi Czytelnikami, którym ten post wydaje się zbyt chaotyczny. Winni są oczywiście cykliści. Przez podrzucane przez nich fałszywe tropy zmuszona byłam krążyć wokół tematu, ani na krok nie zbliżając się do jego istoty.
Żródła:
Mariusz Urbanek, "Tuwim. Wylękniony bluźnierca"
Tilli Boon Cuille,"Jacques Cazotte",
Alessandra Fregolent, "Giorgione"
Foty: wikipedia.org
Niecodziennym zainteresowaniom poety zawdzięczamy także doskonałe tłumaczenie z francuskiego noweli Jacquesa Cazotte'a "Diabeł zakochany". Napisany w drugiej połowie XVIII wieku utwór jest wart uwagi z wielu powodów. Opowiada historię dwudziestopięcioletniego hiszpańskiego szlachcica Alwara, który powodowany głupotą, naiwnością a nade wszystko pychą, daje się wciągnąć w okultystyczną awanturę. Konstruując świat przedstawiony noweli, Cazotte sięgnął po elementy, które pojawiły się potem także w utworach Mickiewicza, "Balladach" a zwłaszcza w III części "Dziadów", w początkowych scenach, kiedy bohater jest jeszcze Gustawem. Mamy więc motywy oniryczne, walkę o duszę i motyw matki szalenie przypominający ten mickiewiczowski. Punktem zwrotnym akcji jest wymuszona burzą wizyta Alwara w jednym z weneckich kościołów.
L. Ganivet, ilustracja do wydania Le diable amourex, 1845 |
Mimo że autor nie podaje nazwy świątyni określając ją terminem "przy klasztorze franciszkanów" z opisu wywnioskować można, że mowa o bazylice Santa Maria Gloriosa dei Frari. Imponujący kościół słynie z wielu zachwycających dzieł sztuki. Cazotte każe jednak zatrzymać się swemu bohaterowi przy grupie rzeźb, które nie istnieją.
"Dwaj aniołowie składają postać kobiecą do czarnego grobu z marmuru. Dwaj inni ją opłakują. Wszystkie figury wykute w białym marmurze i połysk ich, uwydatniony przez kontrast, odbijał słabe światełko lampy, tak iż zdawało się, ze błyszczą same i rozjaśniają wnętrze kaplicy." - czytamy w noweli. Dalej Alwarowi wydaje się, że w wykutych rysach kobiety rozpoznaje twarz matki.
Pewnie można byłoby potraktować wprowadzenie do utworu nieistniejącego dzieła sztuki jako realizację przysługującego autorowi prawa i nie widzieć w tym nic nadzwyczajnego. Najprzyjemniejszą jednak czynnością czytelniczą jest interpretowanie dzieła i nadawanie mu znaczeń. Wpiszmy więc działanie twórcy w kontekst. W bazylice Santa Maria Gloriosa dei Frari znajduje się jeden z najwspanialszych obrazów świata i przedstawia on nie złożenie kobiety do grobu, a Wniebowstąpienie Najświętszej Marii Panny. Obraz wywiera niezatarte wrażenie, czego dowodem są liczne, pełne zachwytu słowa na jego temat w pamiętnikach, esejach, wspomnieniach tak zwykłych szaraków żyjących przed wiekami jak i koronowanych głów i ich wyedukowanych pomagierów.
Santa Maria Gloriosa dei Frari, ołtarz z obrazem Tycjana, Assunta, 1518 |
Nie można wykluczyć zatem, że autor posłużył się wymyślonym dziełem sztuki, by podkreślić, że jego bohater opętywany przez zło, dostrzega świat w sposób wypaczony, odwrócony.
W noweli Cazotte'a nie padają także nazwiska dwóch innych weneckich artystów Tintoretta i Giorgione'a, mimo że tekst wydaje się przesycony parną atmosferą ich dzieł i motywami z nich zaczerpniętymi (nagłe burze z piorunami, umykające postaci jak cienie, kosmaty wielbłąd, psy czy pozorna sielskość wydarzeń na łonie natury). Miejskie sceny są jakby przeniesione z Tintoretta. W tych, które rozgrywają się poza miastem, zauważyć można złowieszczą nutę tajemnicy Giorgione'a. Przypadek? Zapewne (piszę bez ironii).
"Diabeł zakochany" jest nowelą z pozornie tylko domkniętą fabułą. Wydaje się, że autor po raz kolejny w historii literatury potwierdził, że ciekawość jest pierwszym stopniem do piekła i pycha kroczy tuż przed upadkiem, a popularne przysłowia traktować należy bynajmniej jak metaforę, ale jak najbardziej dosłownie. Trafiłam na informację, że Cazotte dwukrotnie zmieniał zakończenie tekstu. W pierwszej wersji pisarz pozwolił Alwarowi wymknąć się z objęć zła, w drugiej uczynił zeń niewolnika. Trzecia wersja daje czytelnikowi szanse, by zakończenie dopowiedział sobie sam.
Z ciekawości zerknęłam do CV pisarza. Niektórzy ludzie mają zupełnie nieprawdopodobne biografie. I tak nasz autor kilka lat po napisaniu przestrzegającej przed okultyzmem noweli, w roku 1781 miał zostać członkiem stowarzyszenia (zakonu, czy jaka tam była formuła tej grupy) Illuminatów, tych Illuminatów (!), a krótko po wtajemniczeniu, miał przepowiedzieć wybuch rewolucji francuskiej, egzekucję Ludwika XVI i własną śmierć. Bądźmy choć trochę racjonalni. Równie dobrze można by nazywać prorokiem każdego, kto przepowie, że dwa dodać dwa to cztery.
Z Cazottem sprawa jest jednak wielce zawikłana. Otóż ten illuminat był ponoć przeciwnikiem rewolucji i miał udzielać schronienia tym, którzy tego potrzebowali we Francji ogarniętej szałem wprowadzania wolności, równości i braterstwa po trupach. Zginął zgilotynowany we wrześniu 1792 roku. Umierając miał powiedzieć: "Umieram jak żyłem, wierny Bogu i królowi".
Chciałam się usprawiedliwić przed tymi Czytelnikami, którym ten post wydaje się zbyt chaotyczny. Winni są oczywiście cykliści. Przez podrzucane przez nich fałszywe tropy zmuszona byłam krążyć wokół tematu, ani na krok nie zbliżając się do jego istoty.
Żródła:
Mariusz Urbanek, "Tuwim. Wylękniony bluźnierca"
Tilli Boon Cuille,"Jacques Cazotte",
Alessandra Fregolent, "Giorgione"
Foty: wikipedia.org
"Przez podrzucane przez nich fałszywe tropy zmuszona byłam krążyć wokół tematu, ani na krok nie zbliżając się do jego istoty" - radzę wybrać inną ścieżkę.
OdpowiedzUsuń