Gdybym nie pisała bloga, nie wiedziałabym, jak bardzo zmieniam opinię na temat literatury i sztuki. Kiedy czasami czytam jakiś stary post, nie mogę się nadziwić temu, co napisałam. Niesamowite, jak bardzo punkt widzenia zależy od pogody.
Na szczęście trafiam także na elementy niezmienne. Rok temu napisałam post o zbiorze esejów Gilberta Keitha Chestertona. Od tego czasu przeczytałam kilka jego kolejnych książek i nadal uważam, że są błyskotliwe, dowcipne i pełne uroku.
W zbiorze "Heretycy" szczególnie urzekło mnie rozgrzeszające zdanie "Kto nie lubi twórcy z racji jego politycznych poglądów, nie lubi go z możliwie najlepszej racji." Muszę się przyznać, że mam krótką, ale ciągle rosnącą listę nazwisk poetów, pisarzy i różnych artystów, których twórczość ignoruję tylko dlatego, że ośmielili się zawracać mi głowę swoimi poglądami na temat polityki. Pojąć nie mogę, jak twórca może pluć soczyście w tłum, kiedy w nim stoję, a chwilę później zachęcać, bym poświęciła jego pracy czas i pieniądze. Fuj!
Chesterton oczywiście takich twórców nie ignorował tylko na nich zarabiał pisząc kolejne polemiki i eseje. We wspomnianej książce bawi czytelnika uwagami na temat twórczości i poglądów Bernarda Showa, Rudyarda Kiplinga, Herberta G. Wellsa, George'a Moora, Jamesa Whistlera i wielu innych.
Przy okazji okazuje się, że w sferze idei wszystko już było, wszystko też właściwie zostało powiedziane i wypadałoby właściwie jedynie szlifować formę. Pechowo "w temacie formy" współczesnemu człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak nisko spuścić głowę ze wstydu, bądź niemocy.
Właściwie znalazłam tylko jeden fragment w tej książce, który mocno się zdezaktualizował przez te blisko 100 lat. Dotyczy banksterów.
"Nie ma sensu złorzeczyć przeciwko cynikom i materialistom. Tacy ludzie nie istnieją. Każdy jest idealistą; tyle że niestety nie każdy posiada właściwy ideał. Każdy jest sentymentalny; problem w tym, że nieraz żywi niewłaściwe sentymenty. Kiedy, dajmy na to, rozmawiamy o jakimś bezlitosnym rekinie finansjery i stwierdzamy, że on to by zrobił wszystko dla pieniędzy, używamy niewłaściwego określenia i robimy rekinowi krzywdę. Taki człowiek wcale nie zrobiłby wszystkiego dla pieniędzy. Zrobiłby, owszem, dużo. Dla pieniędzy sprzedałby własną duszę, i jak dowcipnie zauważył Mirabeau, okazałby się jeszcze niezłym spryciarzem, biorąc pieniądze za zwykłą mierzwę. Dla pieniędzy ciemiężyłby ludzkość; ale bądź co bądź, ani dusza, ani ludzkość nie stanowią jego ideałów. Jego ideały są mgliste, subtelne i zwiewne; i nie pogwałciłby ich dla pieniędzy. Za żadną cenę nie chłeptałby z wazy na zupę będąc na wytwornym przyjęciu. Za żadną cenę nie założyłby smokingu tył na przód. Za żadną cenę nie rozpuściłby pogłoski, że cierpi na rozmiękczenie mózgu. (...) Zawsze istnieje groźba, że ludzie posiadający nieżyciowe ideały popadną w fanatyzm, lecz ciągła i bezpośrednia groźba fanatyzmu wisi przede wszystkim nad ludźmi posiadającymi ideały życiowe i doczesne."
Cóż, jeśli chodzi o determinację rekinów finansjery w zarabianiu, wyobraźnia wyraźnie zawiodła G.K. Chestertona.
Na szczęście trafiam także na elementy niezmienne. Rok temu napisałam post o zbiorze esejów Gilberta Keitha Chestertona. Od tego czasu przeczytałam kilka jego kolejnych książek i nadal uważam, że są błyskotliwe, dowcipne i pełne uroku.
W zbiorze "Heretycy" szczególnie urzekło mnie rozgrzeszające zdanie "Kto nie lubi twórcy z racji jego politycznych poglądów, nie lubi go z możliwie najlepszej racji." Muszę się przyznać, że mam krótką, ale ciągle rosnącą listę nazwisk poetów, pisarzy i różnych artystów, których twórczość ignoruję tylko dlatego, że ośmielili się zawracać mi głowę swoimi poglądami na temat polityki. Pojąć nie mogę, jak twórca może pluć soczyście w tłum, kiedy w nim stoję, a chwilę później zachęcać, bym poświęciła jego pracy czas i pieniądze. Fuj!
Chesterton oczywiście takich twórców nie ignorował tylko na nich zarabiał pisząc kolejne polemiki i eseje. We wspomnianej książce bawi czytelnika uwagami na temat twórczości i poglądów Bernarda Showa, Rudyarda Kiplinga, Herberta G. Wellsa, George'a Moora, Jamesa Whistlera i wielu innych.
Przy okazji okazuje się, że w sferze idei wszystko już było, wszystko też właściwie zostało powiedziane i wypadałoby właściwie jedynie szlifować formę. Pechowo "w temacie formy" współczesnemu człowiekowi nie pozostaje nic innego, jak nisko spuścić głowę ze wstydu, bądź niemocy.
Właściwie znalazłam tylko jeden fragment w tej książce, który mocno się zdezaktualizował przez te blisko 100 lat. Dotyczy banksterów.
"Nie ma sensu złorzeczyć przeciwko cynikom i materialistom. Tacy ludzie nie istnieją. Każdy jest idealistą; tyle że niestety nie każdy posiada właściwy ideał. Każdy jest sentymentalny; problem w tym, że nieraz żywi niewłaściwe sentymenty. Kiedy, dajmy na to, rozmawiamy o jakimś bezlitosnym rekinie finansjery i stwierdzamy, że on to by zrobił wszystko dla pieniędzy, używamy niewłaściwego określenia i robimy rekinowi krzywdę. Taki człowiek wcale nie zrobiłby wszystkiego dla pieniędzy. Zrobiłby, owszem, dużo. Dla pieniędzy sprzedałby własną duszę, i jak dowcipnie zauważył Mirabeau, okazałby się jeszcze niezłym spryciarzem, biorąc pieniądze za zwykłą mierzwę. Dla pieniędzy ciemiężyłby ludzkość; ale bądź co bądź, ani dusza, ani ludzkość nie stanowią jego ideałów. Jego ideały są mgliste, subtelne i zwiewne; i nie pogwałciłby ich dla pieniędzy. Za żadną cenę nie chłeptałby z wazy na zupę będąc na wytwornym przyjęciu. Za żadną cenę nie założyłby smokingu tył na przód. Za żadną cenę nie rozpuściłby pogłoski, że cierpi na rozmiękczenie mózgu. (...) Zawsze istnieje groźba, że ludzie posiadający nieżyciowe ideały popadną w fanatyzm, lecz ciągła i bezpośrednia groźba fanatyzmu wisi przede wszystkim nad ludźmi posiadającymi ideały życiowe i doczesne."
Cóż, jeśli chodzi o determinację rekinów finansjery w zarabianiu, wyobraźnia wyraźnie zawiodła G.K. Chestertona.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz