Podobno w kinach kolejne arcydzieło historyczne oparte o wydarzenia wyssane tym razem z francuskiego palca. Opowieść o polskich zakonnicach gwałconych przez radzieckich żołnierzy i niemowlakach porzuconych przez nie w lesie. Murowany kandydat do Palme d'Or w Cannes.
Podejrzewam, że "Niewinnymi" twórcy mają nadzieję otworzyć oczy nieświadomemu polskiemu ludowi na ogrom podłości, którego mogłyby się dopuścić bogobojne kobiety w habitach, gdyby tylko wpadły na tak genialne pomysły jak francuska scenarzystka.
Film postrzegam jako nagonkę na zakonnice i próbę odebrania im społecznego szacunku. Oburza mnie, że jakieś męty atakują ludzi niewinnych i w gruncie rzeczy bezbronnych wobec tzw. dzieła sztuki filmowej, które ze sztuką ma dokładnie tyle wspólnego, co koń trojański z rozsądkiem.
Oświeceni Francuzi, jak wiecie, mają ogromne zasługi, jeśli chodzi o krzewienie postępu rozumianego jako prześladowanie katolików i kleru. Można ich uważać za ekspertów w tej dziedzinie. Dopóki nie nakręcą filmu, który byłby rzetelnym rozliczeniem ludobójstwa w Wandei, wszystkie ich prace dotykające kwestii religijnych traktować należy, jak próbę zagłuszania prawdy. W gruncie rzeczy to szum.
Przeszło dwieście lat temu francuscy żołnierze w rewolucyjnym zapale, pod hasłem "wolności, równości i braterstwa" nieśli na swych bagnetach śmierć każdemu, kto okazał nieco przyzwoitości, albo tylko zbliżył się do niej. Mieszkańcy Wandei ośmielili się zaprotestować przeciwko prześladowaniom księży, bezczeszczeniu kościołów i łamaniu sumień. Nie okazywali także władzy świeckiej entuzjazmu, jakiego ta oczekiwała. Taka zniewaga, wymagała krwi, a zemsta była piekielna.
Poniżej opis jednego tylko dnia, 17 marca 1794 roku, pozostawiony w "Dzienniku" pisanym przez niejakiego Peignego*
Uprzedzam, że cytat jest bardzo drastyczny.
"Dziewczęta, wcześniej zgwałcone, wieszano na gałęziach drzew w rękami związanymi z tyłu. Szczęśliwe te, które po odejściu republikanów przypadkowi miłosierni ludzie uwolnili od tego ohydnego cierpienia. Z jakiegoś wyrafinowanego barbarzyństwa, chyba bezprzykładnego, brzemienne kobiety rozciągano i miażdżono pod prasą do tłoczenia wina.
Pewną nieszczęsną kobietę w ciąży rozpruto żywcem w Bois-Chepelet koło Le Mailon.
Człowiek nazwiskiem Jean Laine z La Croix-de-Beauchene został spalony żywcem w swoim łóżku, bo będąc ciężko chory, nie mógł uciec. Kobieta nazwiskiem Sanson, z Pe-Bardou, podzieliła jego los, ale najpierw prawie porąbano ją całą. Krwawiące członki i małe dzieci niesiono tryumfalnie na ostrzach bagnetów.
Oprawcy schwytali dziewczynę z La Chapelle, którą najpierw zgwałcili, a potem powiesili na dębie głową w dół. Nogi przywiązali do osobnych gałęzi i tak szeroko rozpiętą rozpłatali ją szablami, aż po głowę.
W wiosce La Troniere zachowała się uliczka, na której zwłoki piętrzyły się w stos, a strugi krwi spływały aż do Guineau.
W La Pironniere i w wielu innych miejscowościach dzieci wyjmowane z kołysek przebijano bagnetami i jeszcze drgające zwłoki niesiono na bagnetach."
Czyż to nie są doskonale przykłady do rozważań na temat natury zła? Na dodatek prawdziwe, bo potwierdzone innymi relacjami świadków i wojskowymi raportami.
Wszystkich, którzy chcieliby mi powiedzieć, że nie mam prawa wypowiadać się na temat filmu, którego nie widziałam, chciałabym uprzejmie zapytać, czy oglądali niemiecką propagandówkę z 1940 roku "Jud Süß", by wyrobić sobie zdanie na temat tego dzieła, czy też ich wiedza bazuje na dostępnych recenzjach i omówieniach.
Co do recenzji "Niewinnych" przejrzałam je od lewa do prawa i zauważyłam, że niektórzy traktują przedstawione wydarzenia, jakby wydarzyły się naprawdę. Sądzę, że sytuacja dojrzała do tego, by seanse filmów fabularnych w kinach i telewizji poprzedzała informacja następującej treści:
Wszystkie postaci, wydarzenia i związki przyczynowo-skutkowe w tym filmie są tworem fantazji twórców nawet, jeśli przypominają realne. Zanim uznasz je za prawdziwe, skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą.
*cytat za Reynaldem Secherem "Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea - Departament Zemsty"
Podejrzewam, że "Niewinnymi" twórcy mają nadzieję otworzyć oczy nieświadomemu polskiemu ludowi na ogrom podłości, którego mogłyby się dopuścić bogobojne kobiety w habitach, gdyby tylko wpadły na tak genialne pomysły jak francuska scenarzystka.
Film postrzegam jako nagonkę na zakonnice i próbę odebrania im społecznego szacunku. Oburza mnie, że jakieś męty atakują ludzi niewinnych i w gruncie rzeczy bezbronnych wobec tzw. dzieła sztuki filmowej, które ze sztuką ma dokładnie tyle wspólnego, co koń trojański z rozsądkiem.
Oświeceni Francuzi, jak wiecie, mają ogromne zasługi, jeśli chodzi o krzewienie postępu rozumianego jako prześladowanie katolików i kleru. Można ich uważać za ekspertów w tej dziedzinie. Dopóki nie nakręcą filmu, który byłby rzetelnym rozliczeniem ludobójstwa w Wandei, wszystkie ich prace dotykające kwestii religijnych traktować należy, jak próbę zagłuszania prawdy. W gruncie rzeczy to szum.
Przeszło dwieście lat temu francuscy żołnierze w rewolucyjnym zapale, pod hasłem "wolności, równości i braterstwa" nieśli na swych bagnetach śmierć każdemu, kto okazał nieco przyzwoitości, albo tylko zbliżył się do niej. Mieszkańcy Wandei ośmielili się zaprotestować przeciwko prześladowaniom księży, bezczeszczeniu kościołów i łamaniu sumień. Nie okazywali także władzy świeckiej entuzjazmu, jakiego ta oczekiwała. Taka zniewaga, wymagała krwi, a zemsta była piekielna.
Poniżej opis jednego tylko dnia, 17 marca 1794 roku, pozostawiony w "Dzienniku" pisanym przez niejakiego Peignego*
Uprzedzam, że cytat jest bardzo drastyczny.
"Dziewczęta, wcześniej zgwałcone, wieszano na gałęziach drzew w rękami związanymi z tyłu. Szczęśliwe te, które po odejściu republikanów przypadkowi miłosierni ludzie uwolnili od tego ohydnego cierpienia. Z jakiegoś wyrafinowanego barbarzyństwa, chyba bezprzykładnego, brzemienne kobiety rozciągano i miażdżono pod prasą do tłoczenia wina.
Pewną nieszczęsną kobietę w ciąży rozpruto żywcem w Bois-Chepelet koło Le Mailon.
Człowiek nazwiskiem Jean Laine z La Croix-de-Beauchene został spalony żywcem w swoim łóżku, bo będąc ciężko chory, nie mógł uciec. Kobieta nazwiskiem Sanson, z Pe-Bardou, podzieliła jego los, ale najpierw prawie porąbano ją całą. Krwawiące członki i małe dzieci niesiono tryumfalnie na ostrzach bagnetów.
Oprawcy schwytali dziewczynę z La Chapelle, którą najpierw zgwałcili, a potem powiesili na dębie głową w dół. Nogi przywiązali do osobnych gałęzi i tak szeroko rozpiętą rozpłatali ją szablami, aż po głowę.
W wiosce La Troniere zachowała się uliczka, na której zwłoki piętrzyły się w stos, a strugi krwi spływały aż do Guineau.
W La Pironniere i w wielu innych miejscowościach dzieci wyjmowane z kołysek przebijano bagnetami i jeszcze drgające zwłoki niesiono na bagnetach."
Czyż to nie są doskonale przykłady do rozważań na temat natury zła? Na dodatek prawdziwe, bo potwierdzone innymi relacjami świadków i wojskowymi raportami.
Wszystkich, którzy chcieliby mi powiedzieć, że nie mam prawa wypowiadać się na temat filmu, którego nie widziałam, chciałabym uprzejmie zapytać, czy oglądali niemiecką propagandówkę z 1940 roku "Jud Süß", by wyrobić sobie zdanie na temat tego dzieła, czy też ich wiedza bazuje na dostępnych recenzjach i omówieniach.
Co do recenzji "Niewinnych" przejrzałam je od lewa do prawa i zauważyłam, że niektórzy traktują przedstawione wydarzenia, jakby wydarzyły się naprawdę. Sądzę, że sytuacja dojrzała do tego, by seanse filmów fabularnych w kinach i telewizji poprzedzała informacja następującej treści:
Wszystkie postaci, wydarzenia i związki przyczynowo-skutkowe w tym filmie są tworem fantazji twórców nawet, jeśli przypominają realne. Zanim uznasz je za prawdziwe, skontaktuj się z lekarzem lub farmaceutą.
*cytat za Reynaldem Secherem "Ludobójstwo francusko-francuskie. Wandea - Departament Zemsty"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz