Korzystając z wolnego przedpołudnia wybrałam się z przyjaciółką na Zamek Królewski rzucić okiem na "Ekstazę św. Franciszka" El Greca. Snułyśmy się po Galerii Lanckorońskich obgadując znajomych i niektórych co sławniejszych i co przystojniejszych magnatów uwiecznionych na mniej i bardziej udanych portretach. Przed "rembrandtami" popadłyśmy na dłuższą chwilę w nabożną kontemplację. Przemierzając kolejne sale miałyśmy wrażenie, że jesteśmy jedynymi gośćmi galerii. Pusto było i głucho. I wtedy, zupełnie niespodziewanie ciepły głos Serge'a Gainsbourga wydobywający się z mojego telefonu zaanonsował rozmowę z najprzystojniejszym mężczyzną po obu stronach Wisły, który wcale nie przypadkiem jest moim mężem. Chociaż przeczuwałam, że właśnie dopuszczam się straszliwej zbrodni, z duszą na ramieniu, odebrałam cichutko mówiąc, że jestem w galerii, ale na pytanie w której, już nie zdążyłam odpowiedzieć, bo w kącie zamkowej komnaty coś złowieszczo zaszumiało, zaszeleściło, a potem wyszło i donośnie huknęło.
- Tu nie wolno rozmawiać przez telefon! Przeszkadza pani!
- Komu? - zapytałam i zaraz pożałowałam widząc morderczy błysk w oku strażniczki. Przed totalnym skamienieniem pod wpływem tego bazyliszkowego wzroku uratowały mnie pewnie filtry ochronne w okularach... bo cóż by innego...
- Komu? - zapytałam i zaraz pożałowałam widząc morderczy błysk w oku strażniczki. Przed totalnym skamienieniem pod wpływem tego bazyliszkowego wzroku uratowały mnie pewnie filtry ochronne w okularach... bo cóż by innego...
Podobno w każdym przyzwoitym zamku ktoś straszy, jak się domyślam w Warszawie do czasu zejścia pierwszego przerażonego turysty, jest to wspomniana strażniczka (czy ktoś wie, jak się fachowo nazywa pani pilnująca sali).
Pomimo pewnego ryzyka Galerię Lanckorońskich warto odwiedzić i to nie tylko z powodu dzieł Rembrandta czy czasowo wystawianej "Ekstazy św. Franciszka". W stałej ekspozycji znajduje się obraz, od którego oczu nie mogłam oderwać, tak mnie zachwycił.
Cornelis Norbertus Gijsbrechts lub Gysbrechts, Trompe l'oeil ze skrzypcami, 1668-72 |
Flamandzki artysta Cornelis Norbertus Gijsbrechts stworzył serię ekstrawaganckich martwych natur do złudzenia przypominających rzeczywistość na przestrzeni czterech lat. Obrazy zamówione zostały przez duński dwór. Miały przyciągać wzrok i bawić dyplomatów odwiedzających Pałac w Kopenhadze.
Obraz eksponowany w Warszawie, jeden z cyklu, wydaje się bardzo współczesny wręcz awangardowy. Namalowana faktura drewna stanowiąca tło wygląda hiperrealistycznie. Odbiorca ma wrażenie, że gdyby jej dotknął, mógłby się skaleczyć drzazgą. Nadzwyczajnych malarskich umiejętności wymagało z pewnością wierne odtworzenie zapisanych listów, ryciny i nut odstających lekko od deski i czerwonej taśmy, jaką zostały przytwierdzone. Buteleczka potęguje wrażenie trójwymiarowości. Niebanalny kształt skrzypiec jest dowodem kreatywności ujętej w karby zasad kompozycji. Genialnym pomysłem było wprowadzenie palety, na której artysta umieścił dokładnie te same barwy, jakimi namalowane zostały elementy obrazu. Niewielki portret równoważący całość przedstawia twórcę. Zarówno paleta jak i portrety pojawiały się na innych obrazach ze wspomnianego cyklu.
Cornelis Norbertus Gijsbrechts lub Gysbrechts, Trompe l'oeil z motywem vanitas, 1668-72 |
Poniższy obraz świetnie pokazuje jak oryginalnym twórcą był Cornelis Norbertus Gijsbrechts i jak bardzo wyprzedził swe czasy. Od współczesnych podróbek odróżnia go malarska doskonałość i poczucie humoru.
Cornelis Norbertus Gijsbrechts, Odwrotna strona obrazu |
Źródła: Wikimedia.org
Statens Museum of Kunst, National Gallery of Denmark
Statens Museum of Kunst, National Gallery of Denmark
Ta martwa natura na Zamku jest na desce czy na płótnie?
OdpowiedzUsuńNa płótnie
OdpowiedzUsuńSuper wpis. Pozdrawiam i czekam na więcej.
OdpowiedzUsuń