Olga Boznańska, W atelier, 1905 |
Jeden z najbardziej intrygujących obrazów na zakończonej niedawno w Muzeum Narodowym w Warszawie wystawie malarstwa Olgi Boznańskiej.
Monachijska pracownia artystki. We wnętrzu bez trudu rozpoznać można elementy wystroju znane z innych dzieł malarki: charakterystyczne krzesła, japoński parasol, kwiat słonecznika, widok z okna z dymiącym kominem przemysłowego miasta przysłonięty zieloną tkaniną.
W pokoju są cztery osoby.
Tuż przy oknie siedzi wąsaty mężczyzna, wyraźnie poirytowany. Patrzy bykiem. Lewą rękę opiera na biodrze, jakby chciał zająć więcej miejsca, przypomnieć o swojej obecności. Wydaje się przygotowywać do ataku. Jeszcze chwila i da upust frustracji.
Przed nim, na niewielkim podeście, tyłem do okna, w cieniu wspomnianej zasłony siedzi modelka. Jest młoda, świeża, skromna i całkowicie zrezygnowana. Lekko pochyliła głowę, opuściła ramiona. Czeka zamknięta w swej młodzieńczej nieśmiałości, porzucona przez malarza. Ma wiele pokory i na tyle taktu, by nie patrzeć wyzywająco na siedzącą naprzeciw niej i rozmawiającą parę.
Wszystkie "światła" skierowane zostały na elegancką młodą kobietę. Wyjątkowości dodaje jej jasny woal owinięty wokół kapelusza i biało-srebrny kołnierz płaszcza. Dama peroruje, błyskotliwie zapewne, wyprostowana w rękoma ułożonymi na kolanach elegancko, choć może trochę asekuracyjnie. Widzimy jej profil, mocno zarysowany, rozjaśniony światłem kontur. Za plecami kobiety na stoliku, dyskretnie rozkwitła niezapominajka.
Obok damy na tej samej kanapce siedzi oderwany od pracy artysta. Widok tak wykadrowano, by malarz nie górował nad jej drobną postacią. Patrzy na kobietę z uwagą i stara się wytrzymać jej pewne, nachalne, narzucające się spojrzenie. Profil jego zaróżowionej twarzy odbija bijący od damy blask. Mężczyzna stara się sprawiać wrażenie uprzejmego, ale jest wyraźnie usztywniony. Jedną ręką opiera się o stolik. W drugiej ma pędzel i paletę. Paletę dzierży jak tarczę. Wyraźnie się nią zasłania. Tworzy barierę na wypadek, gdyby kobiecie przyszło do głowy kokieteryjnie zaatakować. O czym mogła rozmawiać ta para?
Kobieta chyba elegancko daje do zrozumienia i żąda, malarz stara się godnie żądań nie zauważyć.
Jaka szkoda, że Olga Boznańska nie uwieczniła pracowni chwilę po tym, gdy opuściła ją jedna z obecnych na obrazie osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz