czwartek, 19 kwietnia 2012

O wyższości poranka nad morningiem i weekendu nad końcem tygodnia

Wiele osób chętnie używa wyrazów i zwrotów obcojęzycznych w swoich wypowiedziach. Jedni czynią tak dlatego, by dodać sobie chociaż trochę inteligencji i sprawiać wrażenie  chociaż trochę światowych. Inni dlatego, że zależy im na precyzyjnym przekazaniu treści, więc używają przyjętej w danej dziedzinie terminologii np.: łacińskiej, angielskiej.  Jeszcze inni traktują zapożyczenia jak cytaty, a to, że tak powiem, wyższa szkoła jazdy.

Zajmijmy się pierwszą grupą. Kiedy czytam tytuł wpisu w  internetowym pamiętniku młodej Polki In the morning i dalej lekki tekst po polsku o kolorze skarpet, które właśnie założyła, to nie mam wątpliwości, że dziewczyna zaśmieca polszczyznę. Taki nagłówek napisany podczas podróży, gdzieś w Londynie, Nowym Jorku, czy Sydney miałby jakieś uzasadnienie, ale napisany w pobliżu Warszawy jest żałośnie pretensjonalny. Osoby, które chcą nazwać poranne godziny, znajdą w polszczyźnie wiele określeń: o brzasku, o świcie, rankiem, o poranku...Każde z nich jest lepsze od in the morninga. Tyle tylko, że żeby ich używać, trzeba je znać i w tym sęk.

Funkcja komunikacyjna jest podstawową funkcją języka. Często bardzo ważna jest precyzja w wypowiedzi. Jeśli potrzebne jest wprowadzenie wyrazu obcego, aby tekst był jednoznaczny, precyzyjny to trzeba to zrobić i już. Warunek jest jeden, zarówno nadawca jak i odbiorca muszą znać znaczenie zapożyczenia. W wielu tłumaczeniach tekstów naukowych często w nawiasach podaje się termin w języku, w jakim tekst został napisany, właśnie po to, by treść została przekazana najbardziej dokładnie, jak to możliwe.

Trzecia grupa jest fascynująca. Powszechnie w Polsce używa się anglicyzmu weekend na określenie końca tygodnia, a dokładniej czasu od piątku po pracy/po zajęciach w szkole do niedzieli późnym wieczorem. Dlaczego nawet językowi puryści weekendu używają? Niektórzy uważają, że trudno byłoby stworzyć w polszczyźnie równie krótki odpowiednik, ale to nieprawda. Pod angielskim słowem kryje się nie tylko określenie czasu, ale też pewien sposób na spędzanie wolnych chwil, a zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że filozofia spędzania wolnego czasu.  I wszystkie te konotacje w wypowiedzi z weekendem są przywoływane.
Inny przykład. Opowiadając o przyjemnościach w życiu, o urokach życia, niektórzy używają włoskiego dolce vita, nawiązując wprost do filmu Felliniego i przywołując włoskie, słoneczne skojarzenia. Dzięki temu w dwóch słowach mieści się mnóstwo treści. Jeśli masz ochotę sprawdzić, przypomnieć sobie, co kryje się w słowach dolce vita, zobacz fragment filmu:





Czym innym jest określenie kogoś mianem bohatera, a czym innym nazwanie go pochodzącym z rosyjskiego słowem gieroj. Gieroj, to nie jest po prostu taki sobie bohater, to człowiek, dokonujący nadludzkich czynów, a jego siła wypływa z jedynie słusznej idei, o czym każdy, kto czytał "O człowieku, który się kulom nie kłaniał" i oglądał "Obronę Stalingradu" doskonale wie. Podobnie jest z niemieckim powiedzeniem ordnung muss sein. Powszechnie znane, przywołane w wypowiedzi, odwołuje się do przysłowiowego niemieckiego porządku, do porządku rozumianego jako wartość nadrzędna.

Przykłady takiego używania zapożyczeń można mnożyć. Stosowanie ich w wypowiedzi wymaga zarówno od nadawcy, jak i odbiorcy znajomości kontekstów kulturowych i historycznych, i świadczy o sporych kompetencjach językowych.

Takie wprowadzanie obcojęzycznych słów i zwrotów  do wypowiedzi szalenie mi się podoba i pewnie jeszcze kiedyś o tym napiszę. Mañana jak mawiają Hiszpanie, czyli jutro... znaczy kiedyś.... w przyszłości :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz