niedziela, 1 lutego 2015

Rzeź baranów, a potem łomot

Na pewnym niszowym portalu, pewien profesor postanowił wypowiedzieć się na temat wyższości seryjnej monogamii nad monogamią konsekwentną. Swój porywający etyczny wywód profesor okrasił licznymi cytatami z dzieł zarówno fundamentalnych dla kultury, jak i tych bez najmniejszego znaczenia, cytując tylko sobie znanych mędrców i myślicieli. Użytkownicy niszowego portalu są osobami wszechstronnie wykształconymi i kulturalnymi. Tekst profesora konsumowali więc życzliwie, nie szczędząc zachwytów nad treścią i formą. Profesor dowody uwielbienia przyjmował godnie, angażując się w interakcję z czytelnikami, a niekiedy nawet zachwyty odwzajemniał. Dyskusja toczyła się niespiesznie, ale nadzwyczaj miło i przyjemnie.

Ilustracja do francuskiego wydania Don Kichota, 1933

I wtedy na forum pojawił się nienawistnik.




W cytatach wskazał kilka kardynalnych przekłamań, w dowodzeniu błędy logiczne, profesorowi zarzucił manipulację, komentatorom oportunizm (ewidentnie ich przeceniając). Zarówno profesor jak i jego wielbiciele nienawistnika zlekceważyli milczeniem. Odezwał się administrator. W sposób nadzwyczaj kulturalny wyjaśnił mu, że "umysły inżynierskie" nieskore są do ulegania zabobonnym głupotom, a czytywanie traktatów filozoficznych i teologicznych rozpraw uważają za niepotrzebną stratę czasu. Profesor zaś, choć filozof-profesjonalista, nie musi cytować dokładnie, ani dowodzić logicznie, a rację i tak ma a priori,  a po komentarzach użytkowników widać, że a posteriori również, czyli jak mawiają doświadczeni poganiacze zwierząt zarówno w tę jak i we w tę (albo raczej na zad), z której by strony do sprawy nie podejść. Rzecz bowiem nie w teorii jest, a w częstym działaniu i oto idzie, by było ono możliwie najprzyjemniejsze, czyli pozbawione nieużytecznych w tym względzie skrupułów.

Zaślepiony nienawiścią hejtownik nie rozumiejąc, zapewne, ani słowa z uwag administratora i niechybnie biorąc jego tekst za nieprzystojny żart z etyki, filozofii, a może i z całej nauki, z furią zaatakował, zarzucając dyletantyzm profesorowi, administratorowi i innym użytkownikom forum, klnąc się przy tym na wszystkie filozoficzne świętości ;) i powołując na dawno zapomniane autorytety.
Nic dziwnego, że w tej sytuacji zniecierpliwiony administrator uznał, że nienawistnik od nadmiaru niewłaściwych lektur najpewniej zmysły postradał i zablokował mu możliwość komentowania na niszowym portalu raz na zawsze, odsyłając na popularne strony dla oszołomów.

A z tej powiastki wniosek jest taki, że internetowe dyskusje bardzo sprzyjają idei błędnego rycerstwa, a każdy konsument mowy trawy może być wzięty za jakiegoś wielkiego czarnoksiężnika i ponieść pewne emocjonalne straty, zanim rycerz walczący o poprawę świata zauważy, z kim w istocie ma do czynienia.

2 komentarze:

  1. Czarująca opowiastka i istotnie dostęp do takich mediów spłaszcza udział i możliwość wypowiedzi - i chyba fajnie, bo korony z głów nam nie pospadają z posiadania choćby samej świadomości istnienia krytyki (każdej). Faktem jest, że taką przyjmujemy niechętnie, gorzej - tą nieuzasadnioną, lecz gdzieś z tyłu głowy trzeba mieć presje, że z osnowy wypadnie słowo czy gest symbolizujący inskrypcje: Z powrotem na Ziemie. Rzeź baranów ... - cudowna puenta. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam trochę inaczej. Nieuzasadnioną krytykę lekce sobie ważę, ale uzasadniona wpędza mnie najpierw w totalną depresję, a jak się już pozbieram, motywuje, bo coś trzeba zrobić, by ratować samoocenę ;)
    W opisanej wyżej sytuacji najbardziej uderzyło mnie zimne - beznamiętne potraktowanie krytycznego komentatora, jak intruza na spotkaniu i stanowcze "wyprowadzenie go z salonu", przy obojętności innych komentujących ... owiec.

    OdpowiedzUsuń