wtorek, 9 lutego 2016

Zmarnowana okazja

Poniższy fragment pochodzi z rewelacyjnej książki Karola Zbyszewskiego "Niemcewicz od przodu i tyłu". Miałam napisać przed jego przytoczeniem krótki wstęp na temat podobieństw sytuacji w Polsce w ostatnim ćwierćwieczu do sytuacji w czasach panowania wybitnego mecenasa kultury i sztuki, co to ponoć przez 25 lat żadnej książki nie przeczytał, czyli Stanisława Augusta Poniatowskiego herbu Ciołek, ale oszczędzę Wam komunałów :) .
Pozycja jest niezwykle smakowita, a każde jej zdanie doskonale udokumentowane w źródłach. 

"Miłość ojczyzny, nienawiść do Rosji tak były w modzie, patrioci tak wzrośli w siłę, że zapragnęli publicznie potępić pierwszy rozbiór. Twórcy tej zbrodni żyli w najlepsze, wrzaskliwy Suchodolski zażądał sądu nad ex-hersztem szajki - Ponińskim.

Przerażony król gorąco zakwiczał w jego obronie: prawy to i zasłużony obywatel, pechowe okoliczności winne wszystkiemu, trza rzucić zasłonę na dawne, przykre zdarzenia, nie rozdrapywać ran...

Normalna, przestępcza solidarność. Z dwu szkarad z 72-go r. król był więcej winny niż marszałek; jakiż monarcha na świecie oddał bez strzału jedną trzecią swego państwa! Stanisław bał się, że i jego pociągną do słusznej odpowiedzialności.


Sejm był na to za miękki. Poniński przypozwał z więzienia kolegów po zbrodni: Massalskiego, Branickiego, Sułkowskiego, Michała Radziwiłła ...razem 60 osób. Połowa obecnego senatu musiałaby stanąć przed sądem i - w razie uczciwego wyroku - dyndnąć na belce. Uląkł się sejm, że zrobi za dużo dobrego i odmówił.

Piotr Norblin, Wieszanie zdrajców



Z komórki, w której go zamknięto - na galarze, Wisłą - uciekł Poniński. Cieszył się szczerze król i dygnitarze, życzyli sobie, by uszedł. Ale pościg powierzyli młodemu, głupkowatemu porucznikowi, który nie rozumiejąc czego się po nim spodziewano tak zapamiętale gonił zbiega, aż go cupnął przy samej pruskiej granicy.


Syna Ponińskiego, oficera, który całą ucieczkę zaaranżował, nie ukarano wcale; uważano za całkiem naturalne, iż oficer więcej kocha ojca - szuję niż ojczyznę.


Dopiero latem 90-go r. Poniński stanął przed sądem sejmowym złożonym z posłów wylosowanych. Złośliwy traf wskazał i na Branickiego; obmierzły hetman, co cały swój majątek otrzymał za rozbiór - bezwstydnie sądził teraz kompana za świństwa, które razem popełniali przed 18-stu laty.


Wyrok na Ponińskiego był nieprzyzwoicie łagodny. Za kradzież balii czy dziurawych gaci darto wtedy przed kościołem Bernadynów pasy, ale za przefrymarczenie prowincyj skazano jedynie na: pozbawienie nazwiska, urzędu, orderów i wieczne wygnanie.


Adam - Toutcourt, jak się sam żartobliwie nazwał, wdział mundur rosyjskiego generała, kryształową karetą rozjeżdżał po Warszawie; pospólstwo rzucało w nią błotem i kamieniami, wnet dano mu szwadron dragonów w asystę, by bronić plugawca przed zdrowym odruchem gawiedzi. Poniński spędził parę dni na Powązkach u marszałkowej Lubomirskiej, żegnała go tam hucznie cała socjeta, wreszcie, otrzymawszy od króla 400 dukatów w prezencie, raczył wyjechać do Jass.


Świetna okazja przetrzebienia rosyjskich pachołków została zmarnowana. Dobrotliwy wyrok na Ponińskiego nie zniechęcił nikogo do zdrady; porządna szubienica dla Branickiego i co zatwardzialszych rublobiorców może by jeszcze uratowała Polskę. Lecz patrioci nie mieli dość energii by wziąć swych znajomych, przyjaciół, krewnych, chlebodawców za szyję."

Książka Zbyszewskiego dostępna jest w Internecie (tutaj>>), ukazała się także w wersji papierowej nakładem Zysk i S-ka.

2 komentarze:

  1. https://www.youtube.com/watch?v=hHYn2B35CVI\

    Rymkiewicz w "Wieszaniu" pisał, że Poniński marnie zakończył swój żywot - bo nawet to dostał jako jurgielt potracił i umarł w nędzy. Pochowano go ponoć w bezimiennym grobie jak ofiarę zarazy. W tym wypadku bardzo ponadczasowej zarazy szukania wsparcia za granicami kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to zdrajcom bywa...
      Czytałam kiedyś zabawny w gruncie rzeczy artykuł o prochach króla Stasia, które dziwnym zrządzeniem losu w Polsce nie mogły być złożone, mimo kilkakrotnie podejmowanych starań i na dobrą sprawę do dziś nie wiadomo, gdzie się znajdują.

      Przy okazji. Zupełnie nieopatrznie wdałam się kilka dni temu w dyskusję z człowiekiem "broniącym" demokracji w Polsce i zabiegającym o europejską interwencję w sprawie i tenże próbując dowieść, jak bardzo jest światowy i lepiej rozumie, a ja prowincjonalna i zaściankowa, wyznał nie bez pewnej dumy, iż jego babka była Poniatowska herbu Ciołek... Rozbroił mnie zupełnie tym odwołaniem do rodzinnych tradycji.

      Usuń