czwartek, 12 września 2013

Sobieski pod Wiedniem pisze listy do żony

12 września o trzeciej nad ranem w obozie na górze Kalenberg koło Wiednia, kilka godzin przed bitwą, która zadecydowała o losach świata, Jan III Sobieski, król Polski pisał list....do żony.

Jerzy.Siemiginowski-Eleuter,
Portret Jan III Sobieskiego

Wyraźnie zmęczony i nieco zdenerwowany czekającymi go wydarzeniami pominął zwyczajowe czułości na początku pisma. Prosił Marysieńkę, by się nie martwiła, bo z Bożą łaską udało się polskim wojskom dotrzeć do celu, choć droga była trudna: "Wypisać niepodobna, co się to tu z nami dzieje (ani wieki takiej drugiej rzeczy słyszały) po tak ciężkiej przeprawie dunajowej, gdzie się i mosty łamały, i wozów większa część brodów sobie szukać musiała...".

Uspokajał: "Ale P. Bóg z nieograniczonej swej łaski uchował dotąd, że się najmniejsza nie stała konfuzja i człowiek i jeden nie zginął, lubo ze wszystkich stron i z tyłu Tatarowie naglądać poczęli."

Ze swadą i poczuciem humoru opisywał żonie elektora bawarskiego: "wzrost i la taille de notre M. le comte de Maligny, włosy nieszpetne chatain brun, na twarzy nieszpetny, ale usta i broda poszły przecię na austriackie, ale przecie nie bardzo. Oczy niby trochę chore; l'air francuski. Przyjechał do nas prawie pocztą; stroi się lepiej niż drudzy, konie ma piękne, angielskie, których mu przysłał król francuski dwanaście z siedzeniami. Lokajów, paziów nie widać; grzeczności i ludzkości dosyć; młodość jeszcze wielka."


Skarżył się, że wprowadzono go w błąd, co do ukształtowania terenu i położenia obozu: "większe się nam z tym stało oszukanie, że nam wszyscy powiadali, nawet generałowie sami, że skoro wynidziemy na tę tu górę Kalemberk nazwaną, że tam już będzie dobrze, że tylko winnicami pochyła nam będzie ku Wiedniowi droga. Aż gdy my tu stawamy, naprzód widzimy obóz turecki, wielki bardzo, jako na dłoni; miasto Wiedeń za mil kilkanaście dalej: ale od nas tam nie pole, ale lasy jeszcze i des precipices, et une grandissime montagne du cote droit ( o czym nam nigdy nie powiedziano), et cinq ou six ravines; dlatego tedy ledwo nam jeszcze za dwa dni przyjdzie do samej akcji, bo musimy odmienić cale teraz i szyk, i manierę wojny i zacząć z nimi a la maniere owych wielkich Maurycych, Spinolów i innych, którzy szli a la secura, gagnant peu a peu le terrain. Mówiąc jednak humainement, a pokładając wszystkie nadzieje w Bogu naszym, miałby też nieprzyjaciel wielką odnieść konfuzję, który się ani okopał, bo mu się też okopać niepodobna, ani ścisnął son camp w kupę, ale tak stoi, jako-byśmy za sto mil od niego byli."

Cieszyła go motywacja wojska do walki: "Nie masz prowiantu dotąd obiecanego ni na konie, ni na ludzie; ludzie jednak nasi bardzo ochotni. Piechoty te, które mi przydane do wojska naszego, z taką się wysługują submisją, że nigdy tak swoje; nasze zaś poglądają miłosiernym okiem na obóz turecki, a z wielką tam bytności swej impacjencją: ale to chyba sama mocna ręka boska sprawić może."

List kończył czule wyraźnie ukojony:  "List od Wci serca mego, przez sługę p. wojewody wołyńskiego pisany, pod samą tą niecnotliwą wczora odebrałem górą, pisany 6eme septembre, a numero 6. Nie trzeba się z tym chwalić, że szósty, bo ten mój będzie już ósmy. Zabawił mię mile bardzo ten list aż do świtu; za czym już kończyć muszę, całując milion razy wszystkie śliczności Wci serca mego jedynego. Mes baisemains a ma soeur et a M. le Marquis. Dzieci całuję i przyciskam do siebie."


Król skończył pisać list, opieczętował go, wezwał posłańca. Po czym udał się na mszę świętą. Po mszy nakazał wojskom wymarsz. Kilka godzin później, gdy dotarły na skraj Lasku Wiedeńskiego, dał sygnał do ataku.


Józef Brandt, Bitwa pod Wiedniem, 1873


Dzień później po trudach walki poprzedniego dnia, po dyplomatycznych rozmowach, przyjętych hołdach i dowodach zawiści, późną nocą w namiocie wezyrskim znowu pisał do żony:

Jedyna duszy i serca pociecho, najśliczniejsza i najukochańsza Marysieńku!

Bóg i Pan nasz na wieki błogosławiony dał zwycięstwo i sławę narodowi naszemu, o jakiej wieki przeszłe nigdy nie słyszały. Działa wszystkie, obóz wszystek, dostatki nieoszacowane dostały się w ręce nasze. Nieprzyjaciel, zasławszy trupem aprosze, pola i obóz, ucieka w konfuzji. Wielbłądy, muły, bydle, owce, które to miał po bokach, dopiero dziś wojska nasze brać poczynają, przy których Turków trzodami tu przed sobą pędzą;
drudzy zaś, osobliwie des renegats, na dobrych koniach i pięknie ubrani od nich tu do nas uciekają. Taka się to rzecz niepodobna stała, że dziś już między pospólstwem tu w mieście i u nas w obozie była trwoga, rozumiejąc i nie mogąc sobie inaczej perswadować, jeno że nieprzyjaciel nazad się wróci, Prochów samych i amunicyj porzucił więcej niżeli na milion. Widziałem też nocy przeszłej rzecz tę, którejm sobie zawsze widzieć pragnął. Kanalia nasza w kilku miejscach zapaliła tu prochy, które cale Sądny Dzień reprezentowały, bez szkody cale ludzkiej: pokazały na niebie, jako się obłoki rodzą. Ale to nieszczęście wielkie, bo pewnie na milion w nich uczyniło szkody.
Wezyr tak uciekł od wszystkiego, że ledwo na jednym koniu i w jednej sukni. Jam został jego sukcesorem, bo po wielkiej części wszystkie mi się po nim dostały splendory; a to tym trafunkiem, że będąc w obozie w samym przedzie i tuż za wezyrem postępując, przedał się jeden pokojowy jego i pokazał namioty jego, tak obszerne, jako Warszawa albo Lwów w murach. Mam wszystkie znaki jego wezyrskie, które nad nim noszą; chorągiew mahometańską, którą mu dał cesarz jego na wojnę i którą dziśże jeszcze posłałem do Rzymu Ojcu św. przez Talentego pocztą. Namioty, wozy wszystkie dostały roi się, et mille d'autres galanteries fort jolies et fort riches, mais fort riches, lubo się jeszcze siła rzeczy nie widziało. [Il] n'y a point de comparaison avec ceux de Chocim. Kilka samych sajdaków rubinami i szafirami sadzonych stoją się kilku tysięcy czerwonych złotych. Nie rzekniesz mnie tak, moja duszo, jako więc tatarskie żony mawiać zwykły mężom bez zdobyczy powracającym, "żeś ty nie junak, kiedyś się bez zdobyczy powrócił", bo ten co zdobywa, w przedzie być musi. Mam i konia wezyrskiego ze wszystkim siedzeniem; i samego mocno dojeżdżano, ale się przecię salwował. Kihaję jego, tj. pierwszego człowieka po nim, zabito, i paszów niemało. Złotych szabel pełno po wojsku, i innych wojennych rynsztunków. Noc nam ostatka przeszkodziła i to, że uchodząc, okrutnie się bronią et font la plus belle retirade du monde. Janczarów swoich odbiegli w aproszach, których w nocy wyścinano, bo to była taka hardość i pycha tych ludzi, że kiedy się jedni z nami bili w polu, drudzy szturmowali do miasta; jakoż mieli czym co począć.
Ja ich rachuję, prócz Tatarów, na trzykroć sto tysięcy; drudzy tu rachują namiotów samych na trzykroć sto tysięcy i biorą proporcję trzech do jednego namiotu, co by to wynosiło niesłychaną liczbę. Ja jednak rachuję namiotów sto tysięcy najmniej, bo kilką obozów stali. Dwie nocy i dzień rozbierają ich, kto chce, już i z miasta wyszli ludzie, ale wiem, że i za tydzień tego nie rozbiorą. Ludzi niewinnych tutecznych Austriaków, osobliwie białychgłów i ludzi siła porzucili; ale zabijali, kogokolwek tylko mogli. Siła bardzo zabitych leży białychgłów, ale i siła rannych i które żyć mogą. Wczora widziałem dzieciątko jedne we trzech leciech, chłopczyka bardzo najmilejszego, któremu zdrajca przeciął gębę szkaradnie i głowę. Ale to trefna, że wezyr wziął tu był gdzieś w którymś ci cesarskim pałacu strusia żywego dziwnie ślicznego; tedy i tego, aby się nam w ręce nie dostał, kazał ściąć. Co zaś za delicje miał przy swych namiotach, wypisać niepodobna. Miał łaźnie, miał ogródek i fontanny, króliki, koty; i nawet papuga była, ale że latała, nie mogliśmy jej pojmać.
Dziś byłem w mieście, które by już było nie mogło trzymać dłużej nad pięć dni. Oko ludzkie nie widziało nigdy takich rzeczy, co to tam miny porobiły: z beluardów podmurowanych okrutnie wielkich i wysokich, porobiły skały straszliwe i tak je zrujnowali, że więcej trzymać nie mogły. Pałac cesarski wniwecz od kul zepsowany.


Wojska wszystkie, które dobrze bardzo swoją czyniły powinność, przyznały P. Bogu a nam tę wygraną potrzebę. Kiedy już nieprzyjaciel począł uchodzić i dał się przełamać - bo mnie się przyszło z wezyrem łamać, który wszystkie a wszystkie wojska na moje skrzydło prawe sprowadził, tak że już nasz środek albo korpus, jako i lewe skrzydło nie miały nic do czynienia i dlatego wszystkie swoje niemieckie posiłki do mnie obróciły - przybiegały tedy do mnie książęta, jako to elektor bawarski, Waldeck, ściskając mię za szyję a całując w gębę, generałowie zaś w ręce i w nogi; cóż dopiero żołnierze! Oficerowie i regimenty wszystkie kawalerii i infantem wołały: ,,Ach, unzer brawe Kenik!" Słuchały mię tak, że nigdy tak nasi. Cóż dopiero, i to dziś rano, książę lotaryński, saski (bo mi się z nimi wczora widzieć nie przyszło, bo byli na samym końcu lewego skrzydła, którym do p. marszałka nadwornego przydałem był kilka usarskich chorągwi); cóż komendant Staremberk tuteczny! Wszystko to całowało, obłapiało, swym Salwatorem zwało. Byłem potem we dwóch kościołach. Sam lud wszystek pospolity całował mi ręce, nogi, suknie; drudzy się tylko dotykali, wołając: "Ach, niech tę rękę tak waleczną całujemy!" Chcieli byli wołać wszyscy "Vivat!", ale to było znać po nich, że się bali oficerów i starszych swoich. Kupa jedna nie wytrwała i zawołała: "Vivat!" pod strachem, na co widziałem, że krzywo patrzano; dlatego zjadłszy tylko obiad u komendanta, wyjechałem z miasta tu do obozu, a pospólstwo ręce wznosząc prowadziło mię aż do bramy. Widzę, że i komendant krzywo tu patrzą na się z magistratem miejskim, bo kiedy mię witali, to ich nawet mi i nie prezentował. Książęta się zjechali i cesarz daje znać o sobie, że jest za milę; a ten list nie kończy się, aż teraźniejszym rankiem, nie dają mi tedy dopisować i dłużej się cieszyć z Wcią sercem moim.


Naszych niemało zginęło w tej potrzebie; osobliwie tych dwóch żal się Boże, o których już tam opowiedział Dupont. Z wojsk cudzoziemskich książę de Croy zabity, brat postrzelony i kilku znacznych zabitych. Padre d'Aviano, który mię się na-całować nie mógł, powiada, że widział gołębicę białą nad wojskami się naszymi przelatującą.
My dziś za nieprzyjacielem się ruszamy w Węgry. Elektorowie odstąpić mię nie chcą. To takie nad nami błogosławieństwo Boże, za co Mu niech będzie na wieki cześć, sława i chwała! Kiedy już postrzegł wezyr, że wytrzymać nie może, zawoławszy synów do siebie, płakał jako dziecię. Potem rzekł do chana: ,,Ty mię ratuj, jeśli możesz!" Odpowiedział mu chan: "My znamy króla, nie damy mu rady i sami o sobie myśleć musimy, abyśmy się salwować mogli".
Gorąca tu mamy tak srogie, że prawie nie żyjemy, tylko piciem. Teraz dopiero znaleziono okrutną jeszcze moc wozów z prochami i ołowiem; ja nie wiem, czym już oni będą strzelali. W ten moment dają nam znać, że ostatnie kilkanaście działek małych letkich porzucił nieprzyjaciel. Już tedy wsiadamy na koń ku węgierskiej stronie prosto za nieprzyjacielem, i jakom dawno wspominał, że się, da P. Bóg, w Stryju aż z sobą przywitamy; gdzie p. Wyszyński niech każe kończyć kominy i stare poprawować budynki.


List ten najlepsza gazeta, z którego na cały świat kazać zrobić gazetę, napisawszy, que c'est la lettre du Roi a la Reine. Książęta saski i bawarski dali mi słowo i na kraj świata iść ze mną. Musimy iść dwie mili wielkim pośpiechem dla wielkich smrodów od trupów, koni, bydeł, wielbłądów. Do króla francuskiego napisałem kilka słów, że jako au Roi tres Chretien oznajmuje de la bataille gagnee et du salut de la chretiente. Cesarz już tu tylko o mil półtorej, płynie Dunajem; ale widzę, że się nieszczerze chce widzieć ze mną, dla swej podobno pompy, życzyłby zaś być sobie jako najprędzej w mieście pour chanter le "Te Deum" i dlatego ja mu stąd ustępuję, mając sobie za największe szczęście ujść tych ceremonij, nad które niceśmy tu jeszcze nie doznali. Fanfanik brave au dernier point, na piądź mię jeszcze nie odstąpił. Ilse porte a merveille w takich fatygach, jakie większe być nie mogą, et se fait fort joli. Z księciem bawarskim (który lezie wszędzie do nas i wczora przyjechał do nas do komendanta, dowiedziawszy się o mnie) jako brat z bratem zdobyczy mu swoje Fanfanik rozdaje ostatnie. Książę de Hesse von Cassel, którego tylko niedostawało, przybył tu do nas. C'est une armee veritablement ressemblante [a celle], que le grand Godfred menait a la Terre Sainte.


Jużże tedy kończyć muszę, całując i ściskając ze wszystkiego serca i duszy na j śliczniejszą moją Marysieńkę. A M. le Marquis et a ma soeur mes baisemams. Niech się wszyscy cieszą, a P. Bogu dziękują, że pogaństwu nie pozwolił pytać się: ,,A gdzie wasz Bóg?" Dzieci całuję i obłapiam. Minionek ma się z czego cieszyć, bo jego chorągiew wezyra złamała i sławę największą u wszystkiego utrzymała wojska. M. le Comte zdrów dobrze, nie odstąpił mię i na piądź. Do Litwy piszę, tj. do dwóch hetmanów, aby już nie tu, ale prosto szli do Węgier; Kozacy zdrajcy niechaj za mną idą. Te listy do hetmanów litewskich odsyłać jako najpilniej; którędy będą mieli iść Litwa, oznajmi się drugą okazją."
 
Jan III Sobieski z rodziną, XVII w.


Odkąd przeczytałam listy Sobieskiego do Marysieńki, darzę polskiego króla bezgranicznym uwielbieniem. Podziwiam za charyzmę, dyplomację, umiejętność zachowania równowagi w ekstremalnych sytuacjach, odpowiedzialność i inteligencję. Cenię za poczucie humoru i skromność,  za wierność i czułość wobec żony i dzieci. 
Nadziwić się nie mogę, dlaczego dotychczas nikt nie napisał porywającej powieści o Sobieskim i jego Marysieńce, ani nie nakręcił zapierającego dech w piersiach serialu.

2 komentarze:

  1. To dlatego nic dziwnego, że Szwedzi biorą się za kręcenie serialu historycznego o naszych Jagiellonach. Teraz tylko Plebanie, M jak miłości, księża policjanci i temu podobne badziewie. Bo ma być przaśnie i tanio. A koleżanka by zaraz chciała królewski przepych... A kto zapłaci za stroje i dekoracje. A przecie tako Polskie mamy pikną i tanią :)
    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Osobiście wolałabym zapłacić za królewski przepych w jednym serialu niż przaśność w dziesięciu. Serca nie mam też do tych przygłupich heroin i fajtłapowatych herosów zaludniających telenowele.

    OdpowiedzUsuń