wtorek, 27 września 2016

Lenin wiecznie żywy, albo krótki tekst o zabijaniu najsłabszych

Jestem właścicielką pięćdziesięciopięciotomowego wydania "Dzieł wszystkich" Włodzimierza Ilicza Lenina. Książki nabyłam w niecodzienny sposób. Otóż w połowie lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia kolega pochwalił się, że do nędznego stypendium naukowego dorabia sobie w Bibliotece Sądu Najwyższego. A jego praca polega na tym, że wynosi w tegoż przybytku wiedzy część księgozbioru, który uznano za niegodny miejsca. Wśród książek skazanych na przemielenie znalazły się wspomniane dzieła. Pomyślałam sobie, że takiego Lenina, to pewnie nikt nie zechce wydać przez najbliższych sto lat, a egzemplarze z pieczątkami "Biblioteka Sądu Najwyższego"  "Wycofano dn..." będą stanowiły nie lada rarytas. Za zgodą miłych sądowych bibliotekarek przytachaliśmy "Dzieła" do domu.

Plakat radziecki,
Jeśli nie będziesz czytać książek, szybko zapomnisz litery



Muszę przyznać się do pewnej naiwności. Otóż "będąc młodą studentką", uważałam, że warunkiem koniecznym wypowiadania się na jakiś temat jest pewna wiedza i znajomość rzeczy. Z tego też powodu sięgnęłam po jeden z tomów, coby jakieś informacje na temat założeń komunizmu posiąść z tzw. pierwszej ręki. Z tego co pamiętam, był to tekst na temat konieczności i zasad prowadzenia działalności agitacyjnej wśród ludu pracującego miast i wsi. Spodziewałam się, że lektura będzie łatwa i przyjemna, taka dla prostych ludzi. Niestety. Tekst był nudny, najeżony dziwaczną terminologią, która skrywała merytoryczną pustkę rażącą nawet świeżą studentkę. Zawiodłam się mocno, bo akurat po Leninie "w temacie agitacji" spodziewałam fajerwerków, a były wystrzały z Aurory. Po paru godzinach lekturę zarzuciłam uznając, że lepiej "w temacie" być niedouczonym i uchodzić za ignorantkę, niż katować się Leninowymi elukubracjami.


Kilka dni temu sięgnęłam po "Lenina" Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego, beletryzowaną biografię wodza rewolucji. Okazuje się, że nie jestem odosobniona we wrażeniach z bezpośredniego kontaktu z żywym leninowskim słowem. Powieściopisarz poświęca nieco miejsca adwokackiej karierze Lenina. Wydalony z uczelni Włodzimierz, prawnikiem został eksternistycznie. Swych klientów reprezentował kilkanaście razy ośmieszając się niemal za każdym razem. W powieści znalazła się anegdota, jak to bronił oskarżonego o kradzież.

"Ulianow odwiedził swego klienta w więzieniu. Mały, o złych, biegających oczach człowiek, ujrzawszy adwokata, zaczął przysięgać na wszystkie świętości, że nie dotknął niczego i że kupiec oskarżył go o kradzież przez szczególną do niego nienawiść.
– Kiedyś na wiecu, panie adwokacie, powiedziałem, że on łupi nas ze skóry i pije krew.
Zemścił się na mnie teraz... – twierdził robotnik.
Tego było dość dla młodego obrońcy.
Wystąpił na sądzie i dowodził, że kradzież w pewnych okolicznościach nie może być karaną, bo robotnik mógł był potajemnie zabrać jakąś drogą część maszyny i spieniężyć ją, gdyby posiadał instynkty zbrodnicze, z punktu widzenia utartego prawa. Nie uczynił tego, dowodząc uznawanej przez ogół moralności; dopiero teraz, z powodu wrogich dla niego uczuć handlarza, został postawiony pod pręgierzem ciężkiego oskarżenia.
Stary, poważny prokurator, uśmiechnął się pobłażliwie, wskazywał na nieodparte poszlaki i dowody, świadczące przeciwko podsądnemu. Uljanow odpierał to swemi argumentami. Prokurator z kolei zbijał twierdzenia obrońcy.
Sprawa, drobna i zwykła, zaciągnęła się do wieczora. Wreszcie oskarżyciel i obrońca wyczerpali swoje dowodzenia i umilkli.
Prezes sądu, zniecierpliwiony długą procedurą, surowym głosem rzekł, zwracając się do oskarżonego.
– Podsądny! Do was należy ostatnie słowo!
Znudzony, głodny i ziewający robotnik wstał leniwie i mruknął:
– Nie wiadomo, po co było tyle gadaniny! Ukradłem, bo ukradłem, lecz cóż w tem nadzwyczajnego?...
Nie ja – pierwszy, nie ja – ostatni...
Włodzimierz Ulianow przegrał sprawę."

Doskonale rozumiem oskarżonego. Też wolałabym ponieść choćby i niezasłużoną karę, byle nie słuchać Lenina. Niestety, mimo iż wydaje się, że działalność wodza wielkiej socjalistycznej rewolucji spotkała się z powszechnym potępieniem, co i rusz w dyskursie społecznym pojawiają się propagowane przezeń idee poparte leninowskimi argumentami.


Przyznam szczerze, że bardzo źle to znoszę. Dobija mnie prostactwo dyskusji na temat aborcji (z obu stron). Trudno mi uwierzyć, że przez sto lat można dywagować na temat prenatalnej eugeniki, dopuszczalności zabijania chorych dzieci, zamiast po prostu otoczyć je opieką przed i po urodzeniu, a matkom zapewnić warunki do urodzenia i wychowania takich dzieci, albo godnego ich pogrzebania. A jak patrzę na te poubierane na czarno kobieciny domagające się nie prawa do wychowania i rehabilitowania swych dzieci, ale żądające możliwości ich bezkarnego zabijania, to płakać mi się chce. Trudno wyobrazić sobie bardziej upodlonego człowieka i bardziej upokarzającą (dla wszystkich) dyskusję.

Naprzód! Nasz cel blisko!
Włodzimierz Lenin przyłącza się do czarnego protestu


 W "Leninie" Antoniego Ferdynanda Ossendowskiego od zamordowania niechcianego dziecka wszystko się zaczyna.
Teraz będzie drastycznie. Osoby nieletnie i wrażliwe proszę o pominięcie akapitu.

Młody Włodzimierz Ulianow, syn ważnego carskiego urzędnika, któremu w domu chyba tylko ptasiego mleka brakowało, patrzył na otaczającą go nędzę robotników i chłopów i marzył o tym, by w oparciu o rosnącą w biedakach udrękę, nienawiść i żądzę zemsty, przebudować świat. Denerwowała go ich słabość, pokora, cierpliwość w znoszeniu cierpień, fascynowała fizyczna siła, prymitywizm, okrucieństwo. Każdą wolną od nauki chwilę spędzał podglądając życie biedoty upodlonej nie tylko brakiem środków do życia, ale także brakiem moralnych zasad. Pewnego wieczoru widział, jak powracający z miasta chłop bije publicznie swą żoną, gdyż ta córki nie upilnowała. Dziewczyna spotykała się z synem jakiegoś bogacza i zaszła w ciążę. Chłopak żenić się nie chciał, a jego ojciec odmówił zapłaty za hańbę córki i to już najbardziej gniewało chłopa. Bił więc żonę z desperacją, dopóki znudzeni widowiskiem ludzie nie chwycili go za ręce. Wtedy pokrwawiona kobieta wstała i poszła po ówczesną feministkę, kobietę wolną od religijnych przesądów i skrupułów nazywaną wtenczas znachorką, by pomogła problem rozwiązać. Dziewczyna położyła się na ławie, znachorka wzięła do ręki kłodę i okładała nią po brzuchu brzemienną kobietę. Włodzimierz Ulianów patrzył na to wszystko i już wiedział, że tylko ludzie podobni do tych, których obserwował będą w stanie w wielkiej masie wyzwolić drzemiącą w nich nienawiść i zmienić świat, pchnąć go na nowe tory, na drogę postępu. Ossendowski kazał bohaterowi swojej powieści powracać wspomnieniami do tej chwili wielokrotnie później, przed każdym większym wyzwaniem czekającym wodza wielkiej socjalistycznej rewolucji. Lenin karmił się ludzkim nieszczęściem i upokorzeniem. Wypasiony przepoczwarzył się w bestię, która zachęca do wzięcia odwetu, do zemsty, zbrodni i gwałtu, nieskrępowanej nikczemności.

Wiele lat później (1920) uczynił z bolszewickiej Rosji pierwszy kraj na świecie, w którym aborcja została depenalizowana, a nawet wskazana. W kraju postępu nie było miejsca dla "epileptyków, chorych psychicznie i innych zdegenerowanych typów." Wszyscy wiemy, jak masowe aborcje uszczęśliwiły kobiety bolszewików.

Potencjalnych komentatorów proszę, by nie próbowali mnie przekonywać, że istnieje cywilizacyjna różnica między zabiciem człowieka uderzeniem kija, a rozerwaniem na strzępy lekarskimi narzędziami.

Plakat radziecki
Lenin pokazał nam jak zwyciężać!



---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Przy okazji postanowiłam sprawdzić, któż wymyślił nieśmiertelny slogan "Lenin wiecznie żywy". Mimo popularności hasła nie było to proste. Wychodzi  jednak na to, że autorem tekstu jest najwybitniejszy postępowy poeta wszech czasów Włodzimierz Majakowski. Po śmierci ukochanego wodza miał powiedzieć: "Lenin żył, żyje i będzie żył", a następnie skrócić tę nieco nazbyt afektowaną deklarację do formy zapadającej w pamięć  "Lenin wiecznie żywy."

Nie mogę się doczekać, kiedy ludzkość pogrzebie wreszcie to truchło.

Link do starego postu na temat obyczajowych osiągnięć wielkiej rewolucji październikowej "Precz ze wstydem" >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz